Kiedy moja przyjaciółka Laura Brown, czyli nowa redaktor naczelna tego magazynu, po raz pierwszy poprosiła mnie o napisanie o tym, czego francuskie dziewczyny mogą się nauczyć od amerykańskiego stylu, śmiałam się, bo myślałam, że tak będzie łatwo. Pomyślałem, że napiszę kilka krótkich zdań o noszeniu obcisłych ubrań, aby wyglądać bardziej seksownie (chociaż to ostatnia rzecz, jaką chcę zrobić, ponieważ lubię jeść i Nie planuję mieszkać w Spandexie) ani nakładać dodatkowego makijażu (moja twarz potrzebuje więcej pomocy niż kiedyś, ale boję się wstawać wcześniej) i skończę to. Dzieje się tak głównie dlatego, że my Francuzki lubimy udawać, że wszystko wiemy. Z pewnością nie jestem wyjątkiem: moja książka nosi tytuł Jak być Paryżanką, gdziekolwiek jesteś?.

Ale okazuje się, że zostałem oszukany. Kiedy poświęciłem chwilę, aby naprawdę przemyśleć najważniejsze elementy mojej garderoby – białą koszulę, dżinsy, moto kurtkę i białe tenisówki – po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, że mój mundurek był

kwintesencja Amerykański. Jak to było możliwe? Czy przez cały ten czas oszukiwałem wszystkich? Zdawałem sobie sprawę, że pewne elementy, głównie zaczerpnięte z rock and rolla, takie jak androgynicznie fajne blezery Patti Smith lub oversize, luźny krój koszul Kurta Cobaina – odegrał rolę w moim wyglądzie, ale teraz dotarło do mnie, że jest o wiele więcej do to. Jeśli w stylu chodzi o osobowość – o przekazanie esencji tego, kim jesteś poprzez swoje ubrania (a naprawdę w to wierzę) – to zawdzięczam USA więcej, niż sądziłam.

Dorastając, pochłaniałem prace tak wielu amerykańskich pisarzy, artystów, aktywistów i tym podobnych, z których każdy ukształtował mnie, a z kolei pozostawił wrażenie, świadome lub nie, tego, czego chciałem w mojej szafie. Zakochałam się w talencie i odwadze Joan Didion, ale także, może w głębi duszy, w sposobie, w jaki nosiła swoje długie sukienki, które były tak proste i szykowne.

Potem była zaciekła znajomość języka Angeli Davis i jej zaangażowanie w mówienie, a także: Hmm, te fantastyczne smukłe golfy. A marka kobiecości Avy Gardner – tak potężna ze względu na jej wolę robienia wszystkiego, na co ma ochotę – miała ogromny wpływ na moją własną. Lista jest długa: Nina Simone, Lauren Bacall, John Cassavetes, William Burroughs, Georgia O’Keefe… jest ich zbyt wielu, by wymienić.

Lata i wiele wyjazdów za granicę, potem jeszcze kilka rzeczy wybrzmiewa. Widzę dziewczyny na ulicach Nowego Jorku i podziwiam, jak nieustraszone są, jeśli chodzi o ubieranie się, podejmując ryzyko dla zabawy, podczas gdy ja trzymam się tego samego starego mundurka. I zazdroszczę kobietom z Los Angeles, które nie wstydzą się, ile czasu spędzają na wyglądaniu tak perfekcyjnie ułożonym – z uczesanymi włosami, mocnym makijażem i nieskazitelnym manicure.

Ale bez względu na to, jak zdecydujesz się zaprezentować światu, najważniejsze jest, aby wyglądało to na swój własny. To właśnie Paryżanin we mnie mówi – jeśli jest jedna rzecz, w której jesteśmy naprawdę dobrzy, to trzymanie się tego, co uważamy za autentyczne i robienie z tego podpisu. Więc w końcu można by powiedzieć, że mój styl jest amerykański, ale noszę go jak francuska dziewczyna.