Nigdy cię nie opuścimy, Jake Gyllenhaal. Ale w tę niedzielę, dramat aktora na Broadwayu, Konstelacje, rzeczywiście dobiega końca. Spektakl, który trwał dwa miesiące, był znakomitym debiutem na Broadwayu Gyllenhaala i partnerki, Ruth Wilson.

Napisana przez Nicka Payne'a opowieść podążała za Rolandem (Gyllenhaal), pszczelarzem i Marianne (Wilson), fizykiem kwantowym, przez cały ich gwiezdny związek. Skręt? Gdy para zaczyna umawiać się na randki, na scenie pojawia się wiele wyników wszystkich ich wyborów. Przykład: kiedy Roland i Marianne spotykają się uroczo na grillu przyjaciela, kilka wersji sceny przebiega jeden po drugim. W jednym wszechświecie Roland ma już dziewczynę. W innym Marianne przeżywa własne złe rozstanie. Za każdym razem, gdy scena zaczyna się od nowa, widzimy odmienioną przyszłość i wgląd w to, co mogło być.

Choć koncepcja była nieco skomplikowana, sami aktorzy byli spektakularni. Gyllenhaal i Wilson wykonali genialnie zniuansowane występy, które przekazywały słodkie, smutne, a nawet niezręczne momenty randkowania (wszystko podczas przebijania się przez kontinuum czasoprzestrzeni, nie mniej). Miło było również ponownie zobaczyć bardziej miękką stronę Gyllenhaala, który ostatnio wybrał ciemniejsze role, które wymagają ekstremalnych fizycznych transformacji, takich jak jego niesamowita rola

click fraud protection
Nocny łazik i nadchodzący film o boksie, Mańkut, z 31 lipca. I Wilson, która wciąż jest świeżo po wygraniu Złotego Globu za Sprawa, dał kolejny emocjonalnie porywający i całkowicie godny nagrody obrót. Tony nom, ktoś?