Jako niebinarny pisarz, który zrobił karierę, zastanawiając się nad moimi doświadczeniami z płcią, jest kilka rzeczy, o których trudno mi mówić publicznie. mówię o moje życie randkowe (lub ich brak), o walce o poczucie bezpieczeństwa w męskiej toalecie, o decyzji nie kontynuować przejścia medycznegoi o tym, jak reagują na mnie dzieci obcych kiedy chodzę. W marcu publikuję swój pierwszy pamiętnik, Sissy: historia o narodzinach płci. Wkrótce moje życie stanie się dosłownie otwartą księgą.
Pomimo całej tej szczerości, jest kilka rzeczy, które wciąż trudno mi wymienić publicznie, najważniejsze z nich to fakt, że pomimo akceptacji mnie takim, jakim jestem (po pracy, z czasem), ktoś z mojej rodziny nadal trzyma bardzo konserwatywne przekonania polityczne — nawet takich, które konkretnie pozbawiają prawa osób takich jak ja. Żadna otwartość ani przejrzystość mojego życia nie sprawia, że łatwo to przyznać.
Oto rzecz: kocham tę osobę. To ktoś, kto obserwował, jak dorastam, dopinguje mnie i jest podekscytowany, gdy odnoszę w życiu sukces, i zdruzgotany, gdy poniosę porażkę. Na poziomie interpersonalnym poczynili ogromne postępy od początkowo odrzucania mojej tożsamości płciowej do teraz wygodnego (ish) umawiania się ze mną publicznie w sukience. Z biegiem czasu ich spojrzenie na moją tożsamość przeszło całkowicie 180 - lub, jeśli jesteśmy tutaj szczerzy, ostry zwrot o 90 stopni. W dzisiejszych czasach w pełni akceptują fakt, że jestem trans, wiedzą, że piszę książkę o mojej podróży z płcią i są autentycznie szczęśliwi, że zostanę autorką wydawniczą. W tym tygodniu świętowaliśmy fakt, że zakończyłem nagrywanie audiobooka; byli ze mnie dumni i wiwatowali przez telefon, kiedy zadzwoniłem, aby przekazać im nowiny.
Ta międzyludzka afirmacja stoi w wyraźnej sprzeczności z ich poglądami politycznymi. Podczas gdy ich osobiste wsparcie dla mnie wzrosło z biegiem lat, tak samo wzrosło ich poparcie dla skrajnie prawicowych polityków. Napędzani codziennymi dawkami Fox News, jak zawsze żarliwie opowiadają o prezydencie, który stara się wymazać osoby transpłciowe i niezgodne z płcią, takie jak ja. Nie wiem, jak rozwiązują dysonans poznawczy tego wszystkiego, ale jakoś znaleźli sposób, aby… osobiście potwierdzić swoją tożsamość, głosując jednocześnie na osoby, które chcą odebrać mi prawo do istnieć. To co najmniej niewygodna mieszanka – i taka, która zmusza mnie do dalszego pojawiania się.
Zbliżają się święta, więc nie mogę się powstrzymać od myślenia o tym. Dla osób queer i trans wracających do domu wakacje mogą być trudne. Mimo to możliwość powrotu do domu, by połączyć się z rodziną, jest przywilej, który wielu z nas uważa za pewnik.
Dla wielu z nas powrót do domu może oznaczać konfrontację z naszymi sprawcami. Może to oznaczać przywołanie traumy z przeszłości, z którą nie jesteśmy gotowi sobie poradzić. Dla ludzi, którzy są politycznie przesiedlony lub nieudokumentowanych lub których domy są spustoszone przez przemoc polityczną, powrót do domu może być nawet niemożliwy. Nie sugeruję więc, że ktokolwiek ma obowiązek odwiedzania rodziny w czasie wakacji, jeśli spowoduje to krzywdę emocjonalną lub fizyczną. Nie mówię, że każdy ma możliwość powrotu do domu. Mówię, że dla tych z nas, którzy są w stanie, powrót do domu może być najpotężniejszym narzędziem politycznym, jakim dysponujemy, nawet — i być może zwłaszcza — kiedy jest ciężko.
Zbyt często w politycznie niejednorodnych rodzinach „rozwiązaniem” jest cisza. To z pewnością była taktyka, którą stosowałem przez lata. Nie poruszam polityki przy stole dziękczynnym czy bożonarodzeniowym, bo nie mogę tego znieść. Ponieważ wydaje się, że zawsze, zawsze, zawsze kończy się walką. A ta walka reaktywuje gównianą dynamikę rodziny, która przypomina nam przeszłą traumę, i ktoś nieuchronnie zaczyna płakać.
POWIĄZANE: Zdecydowanie zaczynam kłótnię z moim tatą w Święto Dziękczynienia
Ale nie chcę się poddawać. Nie chcę rezygnować z kogoś, kogo kocham, ani pozwolić mu zrezygnować z innych takich jak ja. Nie chcę rezygnować z kogoś, kto mnie kocha. I chociaż wiem, że możemy nigdy nie być w stanie spojrzeć sobie w oczy politycznie, zastanawiam się, czy moglibyśmy zawęzić różnicę; jeśli moglibyśmy przejść od przepaści do czegoś mniejszego — szczeliny, pęknięcia, prostej luki.
Patrząc wstecz na wcześniejsze rozmowy, wiem, co nie działa. W przeszłości rzucałem wyzwanie tej osobie tylko w reakcji na coś, co powiedziała. Nie siadamy do dyskusji. Nie zaczynamy na neutralnym gruncie. Zamiast tego jest to natychmiastowa walka. Powiedzą coś obrzydliwego o imigrantach, ludziach o niskich dochodach lub Chinach i wtedy właśnie interweniuję. Właśnie wtedy próbuję wyjaśnić, że moim zdaniem nie patrzą na sprawy w uczciwy sposób. Tyle że do tego czasu zwykle nie jestem tak elokwentny ani serdeczny. Jestem wściekły i zły i napastnik, a to nigdy nie jest dobre miejsce na przemieniającą rozmowę.
W tym roku zamierzam spróbować czegoś nowego. W tym roku nie zamierzam czekać, aż przy kolacji powiedzą coś obrzydliwego. Znajdę czas, żeby z nimi porozmawiać wcześniej. Będę proaktywny i spokojny. Zamierzam zrobić coś słodkiego, na przykład zabrać je na kawę lub pomasować plecy, a potem zacznę mówić o polityce.
I zamiast prowadzić abstrakcyjną rozmowę na temat polityki, zamierzam uczynić ją osobistą. Powiem im, że z powodu tego prezydenta bardziej się boję jako osoba trans. Zamierzam przemówić z głębi serca i powiedzieć im, że obawiam się, że transfobiczna retoryka i program polityczny Trumpa ośmielą kogoś do ataku na mnie, gdy będę nosił sukienkę. Powiem im, że bardziej niż kiedykolwiek martwię się o swoje bezpieczeństwo. Że naprawdę boję się wyruszyć na moją trasę z książkami tej wiosny, ponieważ oznacza to, że będę musiała nosić sukienkę w wielu dziwnych miastach z ludźmi, których nie znam. Obawiam się, że ktoś, kto czuje się ośmielony przez Trumpa, weźmie na siebie przyjście na jedną z moich książek do podpisywania książek i zrani mnie. Albo zobaczy mnie spacerującego po ich mieście i rzucającego cios lub gorzej. Boję się, że ci sami ludzie, którzy posiadają karabiny szturmowe, są tymi, których Trump inspiruje do atakowania społeczności różnic. Powiem im, że się boję – i że akceptowanie mnie osobiście, jako pewnego rodzaju wyjątku, ponieważ jestem w rodzinie, nie wystarczy. Martwię się, że ludzie tacy jak ja będą coraz bardziej zastraszani, bici, atakowani i zabijani.
A potem po prostu dam im przestrzeń do zastanowienia się nad tym.
Nie wiem, czy to zadziała: to nowe podejście, a nie sprawdzona strategia. Ale w czasach, gdy nasz kraj jest bardziej podzielony niż kiedykolwiek, desperacko szukam innych sposobów komunikacji. Nie wierzę, że ludzie nie mogą się zmienić. Nie wierzę, że osoby queer i trans nie mogą pomóc rozwijać się tym, którzy nas kochają. Nie wierzę, że nie mogę dzielić mojego czułego, bijącego serca z kimś, kogo kocham. Właściwie to właśnie zrobię. Życz mi szczęścia.