"PO PROSTU TO ZRÓB!" to chciałbym powiedzieć każdemu czytelnikowi, który mógł natknąć się na tę historię po pobieżnym poszukiwaniu "transformacja blond włosów" i desperacko szuka znaku, że powinni ugryźć kulę rozjaśniającej blond. Dokładnie. Zrobić. Ono.

Byłem w twoich butach miesiąc temu, chwiejny czytelniku, wrzucając wyszukiwane hasła do grafiki Google w nadziei znalezienie Złotowłosej blondynki: Nieznajomy z tą samą cerą, tymi samymi rysami twarzy, tym samym poczuciem styl. Potrzebowałem jakiejś wskazówki, że gdybym miał pofarbować włosy, skończyłbym na tablicy #inspo na Pintereście, a nie na TikTok „czego NIE robić”, chodzącym przestrodze. Było kilka prawie pasujących — oliwkowoskóre pół-Azjatki z lodowatymi blond włosami lub miodową fryzurą. Jakoś jednak nigdy nie potrafiłam sobie wyobrazić koloru. Żaden filtr ani aplikacja do edycji zdjęć nie przekonałaby mnie, że nie wyglądałbym na wyblakły — lub co gorsza: jak próba.

Przyjaciele i rodzina ostrzegali przed tym: „Czy jesteś Jasne?

click fraud protection
- zapytali, maskując swoje obrzydzenie udawaną troską o moje uczucia. Nawet styliści, którzy przycinali mi włosy (kiedy nie byłam robię to sam) udzielił mi „szczerej opinii”, alarmując o tym koszt opieki, częstotliwość poprawek (co cztery do sześciu tygodni) oraz szkoda moje gęste loki wytrzymałyby oblężenie wybielacza.

Zupełnie jak u malucha, powiedzenie „nie” tylko sprawiło, że chciałem to zrobić jeszcze. Po latach na płocie — lat konsultując się z przyjaciółmi co kilka miesięcy, na wypadek gdyby zmienili zdanie — w końcu się zanurzyłem. (Właściwie zapytałem naszą uroczą redaktorkę ds. urody, czy byłaby zainteresowana przydzieleniem mi historii, co zmusiłoby mnie do przerobienia jej raz na zawsze i w określonym terminie).

Powiedziano mi, że najważniejszym krokiem w tym procesie jest znalezienie odpowiedniego profesjonalisty. Na zalecenie InStyle posiadać Eksperci od urody, skontaktowałem się z weteranką kolorystyki Lucille Javier, która specjalizuje się w transformacji kolorów, aby umówić się na wizytę w Mark Ryan Salon w Nowym Jorku. Podczas naszej wstępnej konsultacji Javier zapewniła mnie, że nie będzie miała problemu z pozbyciem się koloru z moich grubych, dziewiczych pasm podczas jednej (bardzo długiej) sesji.

Chociaż moje włosy były całkiem zdrowe, zanim usiadłam na krześle, nie byłam pewna, jak wybielacz wpłynie na moje ciemnobrązowe loki. Jak większość kobiet mam własną wersję salon PTSD: Kiedy miałam 18 lat po raz pierwszy ufarbowałam włosy. Zaufałam kolorystyce w moim małym miasteczku, kiedy zapewniła mnie, że wie, co mam na myśli przez „ombre”, tylko po to, by zostać z pomarańczowymi tygrysimi paskami otaczającymi moją twarz. Od tamtej pory nie farbuję włosów.

Ale w rękach Javiera, który przyszedł uzbrojony w zdjęcia i filmy poprzednich klientów, czułem się bezpiecznie, jeśli nie trochę zdenerwowany.

Zdecydowaliśmy się na ciepły odcień klonu, coś, co można opisać jako „naturalny”, w przeciwieństwie do bardziej powszechnej preferencji koloru z chłodnymi odcieniami. (Tak, to ten sam odcień, który Generał Z zwany „głupkowaty”. I?)

Zgodnie z zaleceniem Javiera nie myłam włosów przed wizytą, żeby naturalne olejki z mojej skóry głowy chroniły skórę przed wybielaczem. Najwyraźniej potraktowałam tę radę poważniej niż większość – zrezygnowałam z mycia na prawie dwa tygodnie – ponieważ ku zdziwieniu zarówno mnie, jak i Javiera, wybielacz wcale nie był drażniący po nałożeniu na moje korzenie.

Cały proces trwał sześć godzin (mówiono mi, że mam dużo włosów), w tym szybkie przycinanie wszystkich nierównych końcówek, które spartaczyłem podczas strzyżenia włosów, oraz suszenie. Tutaj ważne jest, aby pamiętać, że moja sesja była bezpłatna, ponieważ bez względu na to, co robisz, tyle godzin w fotelu salonowym będzie Cię kosztować.

Pod koniec wizyty nie mogłem oderwać wzroku od lustra. Byłem zszokowany, zachwycony, zdenerwowany. Wzdrygnęłam się za każdym razem, gdy moje włosy opadły mi przed oczy, zastanawiając się, jaka tajemnicza blondynka zbytnio się do mnie zbliżała.

POWIĄZANE: Koloryści gwiazd wyjaśniają, jak uzyskać platynowy blond bez niszczenia włosów

W głowie usłyszałem głos mojej mamy, mówiący mi „ładnie wygląda” w tonacji o kilka oktaw za wysoko – jej charakterystyczny znak, że uważała, że ​​nie wygląda ładnie. Wyobraziłem sobie, że jeden z moich bardziej dosadnych przyjaciół mówi mi, że to „spojrzenie” bez dalszych wyjaśnień. (Nie myliłem się, później nazwała to „klimatem”, kiedy opublikowałem to na Instagramie.) Słyszałem wewnętrzne monologi innych pasażerów metra, najbardziej krytycznych ludzi na świecie, przynajmniej w mojej głowie. Przez chwilę zastanawiałem się, czy popełniłem błąd.

Ale decyzja o rozjaśnieniu włosów nigdy nie była tak naprawdę związana z wyglądem blond włosów. Nie chodziło o trendy w modzie czy urodzie, ani o uczestnictwo w kontrkulturze (ani nawet kulturze kulturowej). Zwłaszcza gdy jesteś naturalną brunetką, bycie blondynką jest sprawą osobistą. Patrząc w lustro po wyjściu z salonu, uzbrojonej w listę fioletowych szamponów, maseczek do włosów i olejków, których nakazano mi religijnie używać, czułam się bardziej ja niż miałam od miesięcy.

W zeszłym roku, kiedy obcięłam sobie włosy parą nożyczek Sally Beauty, robiąc sobie fryzurę do podbródka, doznałam tego samego rodzaju objawienia. Czy ta fryzura była szczególnie pochlebna? Może nie. Czy wyglądałem jak mały chłopiec? Absolutnie tak. Ale zachowałem kędzierzawy kudły, ponieważ było to oświadczenie. Ponieważ sprawiał, że każdy strój — nawet pot — wydawał się bardziej celowy. Nie było dla wszystkich, ale ja też nie jestem dla wszystkich.

Im jestem starszy, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że bycie przyswajalnym dla mas nie jest – i nie powinno – być celem. Niektórzy ludzie mogą tego nie „rozumieć”; inni zatrzymają cię na ulicy, aby zapytać, gdzie ufarbowałaś włosy. Nie żeby zabrzmieć zbyt tandetnie, ale dla mnie to nie są opinie, które się liczą. Mój jest.

Więc śmiało. Umów się na wizytę. Zrób to.