Nie mogę o tym mówić ani o tym myśleć bez wdzięczności. „Mieliśmy tyle szczęścia”, powtarzam, a my… , naprawdę. Na szczęście nie zostaliśmy trafieni. Na szczęście nasi bliscy są w porządku (tak, więc szczęśliwi). Lucky Jack jest dwa i pół za młody, by to zrozumieć. Na szczęście moi rodzice mieszkają tak blisko trasy parady. Na szczęście strzelec został złapany i wróciliśmy w bezpieczne i znajome miejsce.

Ale jeśli to właśnie oznacza teraz „szczęście” w Ameryce, to mamy kłopoty.

To była pierwsza parada Jacka z okazji 4 lipca. Wozy strażackie, orkiestra marszowa, zabawne kręgle, fale do sąsiadów, nowa piłka plażowa, którą tatuś właśnie wysadził w powietrze. Nana, tata i ciocia Jill po naszej stronie. Jego własne małe, pomarańczowe krzesło Adirondack. Wszystko to było takie nostalgiczne, takie normalne. To było moje dzieciństwo w oczach Jacka.

Był na moich kolanach, trzymając piłkę plażową, kiedy usłyszeliśmy strzały.

Wszyscy zareagowaliśmy inaczej. Mój tata: „Nie mogę uwierzyć, że na paradzie mieli fajerwerki”. Rob wiedział, że to broń, ale nie mógł w to uwierzyć — jeśli to była strzelanina, gdzie były krzyki? Policja? Słyszałem pop-pop-pop, ale nie słyszałem

click fraud protection
słyszeć to. Nie przetworzyłem tego, co to było, bo… jak to możliwe że? Tutaj? To jest parada Highland Park czwartego lipca.

Byłem na paradzie Highland Park, 8 miesięcy ciąży i trzymałem 2-latka
Dzięki uprzejmości Ellen Miller Gilcrest

Ale potem zobaczyliśmy ludzi. Stado za rogiem, w naszym kierunku. Wyraźny moment "Czy to jest…?" "Mogłoby to być…?" Zwrot do paniki, zarówno powolny, jak i natychmiastowy. Zamieszanie i chaos, ale także dziwne poczucie jasności: wiemy, co to jest. Bo to jest Ameryka.

Nauczyciel Parkland, który uratował 65 dzieci, wspomina ten dzień rok później

Powiedziałem: „UCIEKAJ”. Podniosłem Jacka, niosłem go jak dziecko przez mój brzuch w 8 miesiącu ciąży i pobiegłem.

Nie obejrzałem się. Mój tata i mama, idąc z laską po niedawnej operacji kręgosłupa, skręcili alejką - najprostszą drogą powrotną do ich kamienicy, na szczęście zaledwie kilka minut drogi stąd. Rob złapał moją siostrę Jill i psa Hugo i poszedł za nią, zostawiając nasze torby i krzesła, telefon Jill, mały pomarańczowy Adirondack Jacka.

Jack i ja szliśmy inną drogą, wciśniętą między tłum ludzi i witryny sklepowe. Pchnąłem drzwi, wszystkie zamknięte. Nie wiem dlaczego. Próbowałem myśleć. Duża część mnie wciąż wątpiła, że ​​tak naprawdę to wyglądało (może to tylko spławik się zepsuł?) i jednocześnie poczułem bardzo realne, bardzo głębokie poczucie lęku. Gdzie był Rob? Czy moja mama była w porządku? Cholera, powinienem był na nią poczekać. Jack ściskał swoją nową piłkę plażową i nie widziałem jego twarzy, więc poruszałem nią, żeby upewnić się, że żyje. Oczywiście, że był, chociaż jego wyraz twarzy był pusty. Co się działo przez tę małą główkę?Gdzie był Rob?

Ellen Miller Gilcrest

W tym momencie, przytulając Jacka mocno, czułam się połączona z każdą mamą na całym świecie, każdym rodzicem, każdym człowiekiem biegnącym w strachu, trzymającym swoje dzieci. To był posmak przerażenia — taki, którego rzadko doświadczam. Obudziło we mnie coś, co odrętwiało.

— Ellen Miller Gilcrest

W tym momencie, przytulając Jacka mocno, czułam się połączona z każdą mamą na całym świecie, każdym rodzicem, każdym człowiekiem biegnącym w strachu, trzymającym swoje dzieci. To był posmak przerażenia — taki, którego rzadko doświadczam. Obudziło we mnie coś, co odrętwiało.

Minęła zaledwie minuta od strzałów, kiedy Jack i ja skręciliśmy za róg Laurel, zbliżając się do domu moich rodziców. Moje ciało i mózg się uspokoiły. Zadzwoniłem do Roba, który spanikował, szukając mnie przed kamienicą.

Znaleźliśmy się. Zrobiliśmy to w środku. Wydychać.

W domu odnajduję swoją rodzinę wraz z przyjaciółką mojej mamy i jej rodziną oraz ich dwójką pięknych dzieci. Jest 13-letni chłopiec i jego ojciec, oddzieleni od reszty grupy, którzy ukrywają się w sklepie z winami na dole. Razem schronimy się w piwnicy, z dala od okien. Na razie nic nie jest w wiadomościach, więc gorączkowo przewijamy Twittera, wysyłamy SMS-y i dzwonimy do znajomych oraz dzielimy się ze sobą tym, co słyszymy. Potwierdzony: aktywny strzelec. Potwierdzony: był na dachu. Czy trzymał zakładników w lokalnym sklepie spożywczym? Nie, to tylko plotka. Mój tata zaczyna się niepokoić, ponieważ nie ma wiadomości od jednego ze swoich przyjaciół, który siedział właśnie tam, dokładnie tam, gdzie to się stało. Czy ktoś został zabity? Jak źle to było? OK, rozpoczynają się lokalne wiadomości.

Moja mama sprowadza winogrona dla Jacka i dzieci. Zmieniamy pieluchy. Koleżanka dostaje SMS-a ze zdjęciem dwuletniego chłopca, który został oddzielony od rodziny: czy ktoś go rozpoznał lub znał jego rodziców? Nie wiem, ale wysyłam zdjęcie na wypadek, gdyby zrobił to ktoś, kogo znam. Następnego dnia poznałbym tragizm, nie do pomyślenia los jego rodziców, moje serce pękało milion razy dla słodkiego małego Aidena, gdy mocno przytuliłam Jacka.

Byłem na paradzie Highland Park, 8 miesięcy ciąży i trzymałem 2-latka
Dzięki uprzejmości Ellen Miller Gilcrest

Teraz wiadomości są w CNN. Mój tata podnosi pięć palców: pięć osób nie żyje. Jego przyjaciel jest w porządku. Uff.

13-latek w naszej piwnicy jest przygnębiony, nie może przestać płakać, nie może w to uwierzyć. Moje serce jest złamane dla wszystkich dzieci z Highland Park. Stracili coś głębokiego: dzieciństwo. Wolny od strachu.

Prawdziwym dziedzictwem ostatniej dekady będą masowe strzelaniny

Do tej pory wszyscy powinniśmy wiedzieć, że masowa strzelanina może mieć miejsce w dowolnym miejscu i czasie. Ale szczerze, nigdy tak naprawdę nie wyobrażałam sobie, że może mi się to przytrafić. To nie ma znaczenia. Ponieważ to nie powinno się nigdzie wydarzyć i nie powinno to oznaczać, że „przytrafia się tobie”, aby wpaść w złość i wczuć się w empatię… ale oto jesteśmy. Oprócz siedmiu zgonów w Highland Park, dziewięć osób zostało śmiertelnie zastrzelonych w Chicago w weekend świąteczny. W całym kraju, 220 osób zginęło w wyniku użycia broni palnej od piątku do poniedziałku. 220, w społecznościach na całym świecie. Nikt nie jest bezpieczny. Nie możemy tak żyć. Nie możemy tak umierać.

Nie chcę być obojętny na te nagłówki. Odmawiam przyjęcia tego terroru jako nieuniknionego. Mam nadzieję, że nie będziesz czekać, aż będziesz jednym z „szczęśliwców”, aby zrobić to samo.

Ellen Miller Gilcrest jest dyrektorką kreatywną mieszkającą w Chicago, która dorastała w Highland Park w stanie Illinois i często spędza tam weekendy z rodzicami. Jest mamą dwuletniego Jacka i tego lata spodziewa się nowego dziecka.