Byłem w dziewiątej klasie, kiedy po raz pierwszy odkryłem dobrą muzykę. Pewnego dnia po szkole usłyszałem niejasną punkową piosenkę dobiegającą z sali artystycznej i od razu odbiła się echem ze względu na jej surowe emocje i nieobliczalny styl śpiewania. Czym był ten wyjątkowy dźwięk i jak zdobyć więcej tego dźwięku? Okazał się krótkotrwały zamieszki grrrl zespołu z Bostonu, który nie nagrywał zbyt wiele, ale odkrycie go zaprowadziło mnie do innych podziemnych zespołów o feministycznych ideologiach i ogólnie szybko rosnącej obsesji na punkcie punk rocka. byłem uzależniony. Wkrótce zamawiałem płyty w maleńkich niezależnych wytwórniach; jadąc pociągiem z przedmieść, gdzie mieszkałem, do Nowego Jorku, aby zobaczyć te zespoły na żywo; „odnalezienia się” w tym alternatywnym świecie.
Później przeniosłem to zauroczenie na wyższy poziom, grając w punkowych zespołach w wieku dwudziestu kilku lat, zostałem pisarzem i przeprowadzałem wywiady z muzykami, których podziwiałem (Kathi Wilcox, Ari Up, Genesis Breyer P-orridge). Punki mogą być trochę wstrętne — poza opowiadaniem się za wieloma pozytywnymi rzeczami (feminizm, równouprawnienie itp.) — a ja mocno zaliczałem się do tej kategorii: byłem punkowym purystą, niezależnym snobem. Szczyciłem się świetnymi zespołami, o których nikt inny nie słyszał, i definiowałem się przez ten gatunek, który tak bardzo kochałem.
W wyniku tego wszystkiego udało mi się prawie całkowicie zignorować konwencjonalną muzykę przez eony. Właśnie dlatego, kiedy kilka lat po odkryciu punka zacząłem uprawiać jogging (nazywanie tego bieganiem byłoby zbyt hojne) i odkryłem, że dodaję popowe utwory do swoich miksów ćwiczeń, byłem… zaskoczony.
Moje „bieżące” listy odtwarzania zaczęły się jak wszystkie inne, od zespołów, które można usłyszeć tylko w studenckim radiu, utworów z dodał optymistyczne tempo lub paliwo emocjonalne: Austra, Tribe Called Quest, Perfume Genius, Sleater-Kinney i tak jak. Następnie dodałem piosenkę Drake'a z wysokim BPM, którą gdzieś słyszałem. Wkrótce trochę Eminema. Trochę mainstreamowy jak na mój zwykły gust, ale prawdopodobnie w porządku. Okazało się jednak, że to dopiero początek, zwykły narkotyk prowadzący do znacznie bardziej podstawowego, prawdopodobnie tandetnego — ale chwytliwego i melodyjnego! — melodie. Potem był David Guetta, Pitbull, Maroon 5, The Lumineers, rozumiesz… muzyka, do której wstydziłem się przyznać, że ćwiczyłem, nie mówiąc już o tym, że zaczynałem ją lubić.
„Wiesz, nie wiesz musieć słuchaj Macklemore’a, kiedy biegniesz” – powiedział mi pewnego dnia mój najlepszy przyjaciel. „Możesz ćwiczyć przy dobrej muzyce”. (Wszyscy byliśmy nie do zniesienia.) I mógł, ale czy musiałam? Czy chciałem? Te piosenki z Top 40 — a wtedy wpadłem jeszcze głębiej w króliczą norę i ciągle szukałem nowych na Spotify — sprawiły, że chciałem się ruszyć. Dzięki szybkim bitom i szybkim BPM byli bardzo motywujący, inspirujący, energetyzujący i zabawni.
Piosenkarze nucili mi w słuchawkach o złych rozstaniach, spotykaniu się na parkiecie, byciu samemu. Nie byłem singlem od lat ani nie byłem w klubie od wieczoru nastolatków w ósmej klasie, ale ta niemożność powiązania była prawdopodobnie częścią atrakcyjności. Był to dźwiękowy odpowiednik objadania się dwoma sezonami Kawaler późno w nocy.
Prawie dziesięć lat później nadal nie zerwałem z nałogiem, więc zrobiłem jedyną logiczną rzecz, jaka przyszła mi do głowy: poddałem się. Przeniosłem swoje utwory z listy Top 40 — teraz z Harrym Stylesem i Shawnem Mendesem dodanymi — poza biegową składankę i po prostu zacząłem ich słuchać, kiedy tylko: kiedy przygotowywałem się do wyjścia, jadąc po moje dziecko pod koniec pracowitego dnia, w tych rzadkich chwilach, kiedy byłem sam w domu i kupowałem rzeczy zrobione. Czułem się wzmocniony rytmem i energią. Uznałem to za motywujące (znowu! — najwyraźniej duża część atrakcji), odświeżający, sposób na chwilowe wymazanie wszystkich dokuczliwych myśli o tym, na co trzeba odpowiedzieć, zrobić zakupy, umyć, zaplanować, zaplanować.
Te „wstydliwe” piosenki były świetne do biegania, ale to nie wszystko: przyspieszyły mi tętno; moje stopy stukają w rytm; oferowali uwolnienie, którego ezoteryczna, mocna muzyka nie zawsze mi dawała, a tego potrzebowałem. chciałem tego. W końcu obejmując te ukochane utwory z listy Top 40 (a czasem jest też dobry crossover muzyczny — cześć, Lizzo!), poczułem ulgę. Mógłbym polubić X-Ray Spex I Glass Animals w tym samym czasie i to było OK.
Nadal kocham dobrą muzykę, to się nie zmieni, ale jej znaczenie się rozszerzyło. Mam głęboką pasję do tych rzeczy - ma sens, że moja miłość do nich może przekraczać gatunki, przekraczać bariery. Raz fan, zawsze fan. Pytanie tylko: co dalej?