Tłum wstał ze swoich miejsc (wysławione trybuny z literami i cyframi odróżniającymi książąt od nędzarzy) i powoli wyszli przez frontowe drzwi, skąd przybyli, ślad papierowych ulotek i geotagów na Instagramie był jedynym dowodem ich obecność. Podobnie jak bohater w każdym filmie dla nastolatków, który w końcu zostaje zaproszony do spotkania z fajnymi dzieciakami po tym, jak tęskni za ich aprobatą, zastanawiałem się: „To… to?”
Dziesięć minut po rozpoczęciu pokazu Jeremy'ego Scotta na jesień 2016 r. – pierwszego „prawdziwego” wybiegu New York Fashion Week, który pokryłem jako początkujący reporter modowy po dwudziestce – dobiegł końca. Nie było żadnych przemówień, żadnych pytań od publiczności wystawionej przez Scotta, żadnej choreografii tanecznej czy występu Fergie (który miał nastąpić rok później, dzięki uprzejmości Tommy'ego Hilfigera). Tylko około 40 spojrzeń, ostatni spacer i ukłon.
Być może ze względu na 45 minut, jakie zajęło oddziałowi elegancko ubranych publicystów w czarnych garniturach ze spódniczkami, podkładkach do pisania i pozornie ważnych zestawach słuchawkowych, aby pomóc usadowić stado gości, albo z powodu godzin przygotowań, które widziałam za kulisami podczas wywiadu z wizażystką Kabuki, albo po prostu z powodu tego, co widziałam w mediach społecznościowych, spodziewałam się… cóż, więcej. Zamiast tego podążałem za uczestnikami, gdy wylewali się na ulicę przed Spring Studios, w końcu zwolnił się zawór ciśnieniowy. Spojrzałem na zegarek. Następny koncert, w którym musiałem wziąć udział, odbył się za 30 minut, mile przed miastem.
W 2020 roku sytuacja wygląda trochę inaczej. Marki high-fashion zaczynają wreszcie kwestionować potrzebę coraz więcej sezonówi po raz pierwszy NYFW odbył się wirtualnie. Podczas gdy „koniec Tygodnia Mody w Nowym Jorku” minął złowieszczy powtarzający się nagłówek, bulgocząc po każdym ogłoszeniu, że inny dom towarowy jest zamknięty lub płacz innego projektanta „wypalenie”, czyli kolejny raport o ekstremalnym problemie branży modowej z marnotrawstwem (i jego konsekwencjami), tym razem to czuje się realnie. I ja, na przykład, nie zamierzam tego przegapić – i całej elitarności kliki, która się z nią wiąże – kiedy zniknie.
Opowiadałem o moim pierwszym NYFW w 2015 roku, w czasach, gdy stara gwardia mody — kupcy domów towarowych w eleganckich garniturach i Stella McCartney Oxford, długoletnia krytyka mody z Czasy, ten Poczta, a Dziennik, którzy zacięli zęby zakrywając niesławną kolekcję grunge Marca Jacobsa Perry'ego Ellisa i uwielbiali opowiedzcie o tym milenialsi — potępiali „zakłócenie” tygodnia mody przez media społecznościowe wpływowych. Pokazy mody stały się nową formą rozrywki dla mas; każdy program był większy i lepszy i prawdopodobnie o tysiące dolarów droższy niż poprzedni – „wszystko ze względu na media społecznościowe”, zastanawiali się krytycy. Pokryte Cara Delevingne, Joan Smalls i Karlie Kloss Vogue Wydanie wrześniowe 2014. Były to „Instagirls”.
POWIĄZANE: Przestańmy udawać, że co sezon potrzebujemy nowych ubrań
Na koncercie Scotta w 2015 roku paplanina ucichła na 10 ulotnych minut, gdy jego kolekcja kowbojów i Barbie pojawiła się przed nami w odcieniach Rugrats niebieski, fioletowy i pomarańczowy. My, publiczność, z szacunkiem zamknęliśmy się i patrzyliśmy, jak Karlie Kloss schodziła po wybiegu w żółtych kaloszach z peronu i uczesanej w ule. Był to z całą powagą widok do zobaczenia. Ale tydzień mody nie dotyczył tych momentów – nie do końca. Wywiady z projektantami i bliższa inspekcja odzieży z bliska, z przywilejem przesiewania najbardziej jedwabistych jedwabi i większości maślanych skór między moimi palcami, były często wymagane do tego rodzaju recenzji, które chciałem napisać – na przykład te pisane przez Robina Givhana, Tima Blanksa i Nicole Phelps. W 2015 roku Tydzień Mody obejmował wszystkie chwile pomiędzy nimi. To była jedna długa impreza networkingowa, na którą można było tylko zaprosić, prowadzona przez who's who. Twoją wartością było twoje obserwowanie na Instagramie.
Nieśmiały i optymistyczny odmieńca z miejsca, w którym koszulka Billabong uchodziła za markę modową, wyobrażałam sobie dzień, w którym Wspinałam się w szeregach nowojorskich redaktorów modowych i wreszcie czułam się częścią elita. Byłbym uzdolnionym strojem projektanta do noszenia na każdym pokazie i gustownie odmówiłbym zgodnie z etycznym obowiązkiem obiektywizm (pytanie o to, czy dziennikarze powinni przyjmować prezenty od marek, którymi się zajmują, jest lepkim, bardzo kontrowersyjnym Przedmiot). Moja szafa byłaby gustowną wersją Old Celine (wtedy tylko Celine), Rafa Simmonsa dla Calvina Kleina i klasycznych marynarek Saint Laurent; Miałbym wszystko, czego potrzebowałem. W tym posse tydzień mody.
POWIĄZANE: Tradycyjne pokazy na wybiegu mogą nie być odpowiedzią na przyszłość mody
Potem jednak byłam otoczona przez mężczyzn i kobiety, którzy nie znali mojego imienia i nie zadawali sobie trudu pytania. Byli tam młodzi ludzie, w moim wieku i młodsi, obecni na pokazach w imieniu swoich szefów, którzy pożyczyli płaszcze i sukienki w próbnych rozmiarach z szaf modowych swoich wydawnictw; w jakiś sposób znali wszystkich innych stażystów i asystentów i mówili o nadrabianiu zaległości w zajęciach cyklu duszy w SoHo lub drogich wódkach w Le Bain. Wydawało się, że blogerzy znają się nawzajem i połączyli ręce, gdy paradowali obok fotografów w stylu ulicznym, eksponując swój symbiotyczny związek. Starsi mężczyźni i kobiety dziobali się w policzek i narzekali na nadchodzące pracowite miesiące: Londyn, Mediolan, Paryż — a potem tydzień w Hamptons na odpoczynek. I oczywiście były gwiazdy, które były wprowadzane i wyprowadzane tylnymi drzwiami, strzeżone przez publicystów.
Dwa lata i cztery NYFW później, z braku lepszego słowa, nad tym. Kiedy wyszedłem Hollywoodzki reporter edytować wiadomości w W styluZaczęłam odrzucać zaproszenia na tydzień mody, nie kuszona już atrakcyjnością krzykliwych ubrań że nikt nie kupi i że kilka dni później zobaczę podróbki w oknie Zary na 42. ulicy. Mogę oglądać programy, jeśli zechcę, w transmisjach na żywo, bez fałszywych wiwatów i influencerów jako chodzących billboardów.
W minionym tygodniu mody było znacznie mniej fanfar i, jak sądzę, dużo więcej uwagi poświęcono ubiorom, kunsztowi, kreatywności prezentacji. Kolekcje są mniejsze, bardziej strawne; choć nie widziałam jeszcze osobiście żadnej z tych ciuchów, kolekcje są bardziej intymne, wierniejsze odzwierciedlenie stojących za nimi projektantów. Zamiast siedzieć samotnie w kącie imprezy podczas tygodnia mody, popijając uprzejmy kieliszek wina i niezgrabnie szukając oko projektanta na szybki wywiad, ogarnęłam kolekcje z mojej kanapy, popijając kieliszek wina, dla którego nalałam ja.
Przez długi czas czekałam, aż w końcu „dopasuję się” do tłumu mody – ale moje priorytety były niesłuszne. W modzie nie chodzi o ludzi, z którymi się spotykasz, ekskluzywne kliki i elitarny poziom. Chodzi i zawsze było o ubraniach. W tym tygodniu mody wreszcie tak się poczuła.