Witamy w Beauty Boss, powracającej serii, w której zwracamy uwagę na potężnych graczy, którzy napędzają świat piękna. Potraktuj to jako swoją szansę na ukradzenie ich sekretów wyprzedzających i rozwijanie się na rzeczywistych lekcjach, których nauczyli się w pracy.

Za pomocą Diana Mazzone

Zaktualizowano 20 kwietnia 2017 o 15:45

Dzisiaj naturalna pielęgnacja skóry jest w dużej mierze częścią głównego nurtu rozmów o urodzie – i alejek głównych sprzedawców detalicznych, takich jak Nordstrom i Sephora. Ale nie zawsze było łatwo być zielonym. Wystarczy zapytać Tatę Harper, która była pionierem ruchu dzięki jej tytułowej linii, która zdobyła przemysł i uznanie konsumentów za formuły zorientowane na wyniki – które po prostu są w 100% naturalne i nietoksyczny. Tak więc, gdy Dzień Ziemi był tuż za rogiem, zadzwoniliśmy do Harper do jej domu/farmy/biznesu w Vermont. rozmawiać o jej nieprawdopodobnej drodze do zostania nieoficjalną ambasadorką trwałego piękna.

Gdzie dorastałeś?

Dorastałem w Barranquilla w Kolumbii. To naprawdę uosobienie kultury łacińskiej. Muzyka była wszędzie, a ludzie po prostu tańczyli spontanicznie o każdej porze dnia. Oczywiście było gorąco – byliśmy tuż przy równiku. Były też piękne góry, na których dorastały gospodarstwa. Dużo czasu spędzałem jeżdżąc konno.

click fraud protection

Jakie były twoje początkowe ambicje zawodowe?

Myślałem, że zostanę projektantem. Po prostu kochałam modę. Nawet w weekendy chodziłam do wszystkich sklepów z tkaninami z moją ciocią Doris. Wybieraliśmy tkaniny, a potem projektowałam rzeczy, które nosiliśmy krawcowi, a on robił dla mnie. Było bardzo fajnie. Potem, kiedy byłem w liceum, wraz z moim przyjacielem założyliśmy firmę modową – markę, która nazywała się Censored. Jeździliśmy do Nowego Jorku i Miami po wszystkie nasze tkaniny. Mieliśmy twórcę wykrojów i co dwa, trzy miesiące wypuszczaliśmy nowe kolekcje. Nie zarobiliśmy na tym mnóstwa pieniędzy, ale wystarczyło na podróż i pokrycie wszystkich naszych wydatków. Robiłem to na drugim, młodszym i starszym roku. To było wspaniałe doświadczenie.

Czy studiowałaś wtedy modę na studiach?

Moja mama tak naprawdę nie pozwoliła mi studiować mody. Powiedziała, że ​​mam już dobry gust i powinnam uczyć się czegoś, co pozwoliłoby mi lepiej zajmować się modą, jeśli nadal tego chcę – to jedyny sposób, w jaki mogłaby finansować szkołę. Więc w zasadzie przekupiła mnie, żebym studiował inżynierię przemysłową. Studia rozpoczęłam w Paryżu, a skończyłam w Meksyku. Potem wróciłem na rok do Kolumbii i pracowałem jako asystent dyrektora generalnego firmy telefonii komórkowej – te były początki telefonów komórkowych – i wiele się nauczyłem o organizacji i pracy z różnymi typami ludzie.

To właśnie robiłam, kiedy poznałam mojego męża – był Kolumbijczykiem, ale mieszkał w Miami i pracował nad start-upem internetowym. W końcu przeprowadziłem się z nim do Miami. Desperacko szukałem tam pracy i skończyłem, pomagając przeprojektować przyjaciela znajomego i otworzyć klub. Miałem do czynienia z wieloma podwykonawcami i zezwoleniami, co sprawiło, że zainteresowałem się nieruchomościami, zwłaszcza że Miami dopiero wtedy zaczynało się naprawdę rozwijać. Więc mój ówczesny chłopak – teraz mąż – i ja postanowiliśmy założyć grupę zajmującą się nieruchomościami i projektowaniem.

Jak piękno weszło na obraz?

Cóż, bańka na rynku nieruchomości w Miami załamała się i planowaliśmy przenieść się do Nowego Jorku — już kupiliśmy naszą farmę w Vermont na weekendowy wypad na przeprowadzkę do miasta. Przygotowywałem się więc na to wszystko, kiedy u mojego ojczyma wykryto raka. Ponieważ byłem w okresie przejściowym, to ja zabierałem go na wiele jego spotkań. Słysząc, jak lekarze pytają go, z jakimi chemikaliami miał kontakt, co je, co nakłada na skórę, jakiego szamponu używa… Zastanawiałem się, co to wszystko ma wspólnego z rakiem. To naprawdę otworzyło mi oczy na fakt, że istnieje ogromny brak regulacji, jeśli chodzi o chemikalia w produktach codziennego użytku. Patrząc na posiadane przeze mnie produkty, rozpoznałem chemikalia z moich studiów inżynierskich. Zauważyłem te chemikalia, które należały do ​​maszyn i samochodów i pomyślałem: Co one robią w moim kremie pod oczy?!

Więc wtedy zacząłem sprawdzać produkty markowe jako naturalne, ale zauważyłem, że albo nie były tak naprawdę naturalne – oczywiście, miały glony, ale potem miały 50 innych przemysłowych chemikaliów – lub były zbyt proste, jak zwykłe olej jojoba. Nie mogłem uwierzyć, że produkt, który był całkowicie naturalny i faktycznie działał, nie istniał.

Jak znalazłeś równowagę we własnej linii?

Nie chciałem, aby jeden składnik był gwiazdą tylko dlatego, że to właśnie zaoferowały mi laboratoria lub zrobił to dla dobra „historia składników”. Zamiast tego pozyskujemy najlepsze składniki z całego świata — z których żaden nie jest syntetyczny. W ten sposób uzyskasz wiele korzyści, wiele sposobów nawilżenia i pielęgnowania skóry.

Inną rzeczą jest to, że wszystko robimy sami. Nie tylko dlatego, że mam obsesję na punkcie jakości, ale dlatego, że dzięki niej produkty są świeże, kiedy trafiają do naszych klientów. Nie powstały osiem miesięcy temu po przejściu przez magazyn dystrybucyjny i wszystkie łańcuchy dostaw. Było to całkowicie sprzeczne z konwencjonalną mądrością, wbrew temu, co doradzali mi konsultanci ds. urody, których wynajęłam – ale to miało sens dla naszej firmy.

Czy jest coś, co wiesz teraz, co chciałbyś wiedzieć podczas tych wczesnych dni marki?

Cóż, właściwie jest coś, co wiem teraz, i cieszę się, że wiedziałem wtedy – i tak ciężki jest ten biznes. Każdy biznes kosmetyczny jest trudny, a zabiegi naturalne mogą być jeszcze trudniejsze. Bycie przedsiębiorcą jest intensywne! Teraz wiem o tym w pełni, ale cieszę się, że nie wiedziałem wtedy – myślę, że to właśnie pozwoliło mi pozostać na dobrej drodze. Czasami ignorancja jest błogością!