Chanel Miller mówi powoli, jak ktoś, kto jest bardzo świadomy tego, jak potężne mogą być słowa. W jej napiętym harmonogramie prasowym promującym jej wspomnienia, Znaj moje imię, daje mi 30 minut na telefon, z których każdą wypełnia celowo, ale odmierzona, z hartem ducha kobiety, której każda komórka została przemieniona przez dzieło przetrwania.

Czy była zdenerwowana, by ogłosić się światu jako Emily Doe, której atak na Stanford University w 2015 r. trafił na światowe nagłówki? Oświadczenie o wpływie wirusa na ofiarę zmienione prawa? Och, absolutnie, mówi, ale jednocześnie: „Wiem, że opowiedziałam swoją historię najlepiej, jak potrafię, z każdym rodzajem prawdy, jaką mogłam zaoferować. Nie ode mnie już zależy, w jaki sposób to przyjmie świat. Ale rozumiem, co zrobiłem, i nie zrobiłbym tego inaczej”.

Inni, którzy przeżyli, mogą rozpoznać to pewne miejsce, o którym mówi Miller od dzisiaj: jest ono zamieszkane tylko przez tych, którzy są tak zakorzenieni w prawdzie, że są nietykalni. To piękne miejsce, do którego wkraczasz, gdy w końcu zdasz sobie sprawę, w swoich kościach, że nie zasłużyłeś na co przydarzyło ci się, nie jesteś zdefiniowany przez to, co ci się przydarzyło, i pieprz każdego, kto myśli inaczej — masz życie żyć.

click fraud protection

Będąc tak widocznym przykładem, że to miejsce istnieje, właśnie dlatego głos Chanel Miller jest tak ważny – zwłaszcza dla innych ofiar przemocy seksualnej. W tej erze #MeToo mnożą się straszne prawdziwe historie. Płyniemy ze zrozumieniem, że przemoc seksualna wykolei życie ofiary, pozostawia rany, które nigdy się nie goją, i pociąga za sobą ogromne koszty społeczne, emocjonalne i finansowe. Wszystko powyższe jest prawdą, ale prawdą jest również to, że nie musi tak być, a może i może się polepszyć, mówi Miller. „Jest tyle rzeczy, którymi można się cieszyć”.

Przed nami reszta naszej rozmowy, w tym to, jak jej anonimowość ostatecznie stała się zbyt ograniczająca, co chce, aby ludzie zabrali jej historię i jak to jest mieć kontrolę nad jej narracją teraz.

Minął około miesiąca odkąd zgłosiłeś się z dołączonym imieniem i nazwiskiem. Do tej pory wiele prasy pytało: Dlaczego teraz? Jestem ciekaw, co myślisz o tym pytaniu. Czy uważasz, że to dziwne, a nawet oskarżycielskie, jakby nadszedł „właściwy czas”, aby opowiedzieć taką historię?

Tak. Jak wiesz, ujawnienie mojego ataku milionom ludzi nigdy nie było moim wyborem. Na początku chciałem zadecydować, że szturm odegra niewielką rolę, że szybko zniknie. Fakt, że tak bardzo urósł i przejął władzę, musiałem zaakceptować, że to jest część mojej tożsamości. Musiałem wymyślić: Jak mam z tym żyć? Jak istnieję i prezentuję się w świecie?

Dziwne było to, że wszyscy, których znasz, wiedzą o czymś, co ci się przydarzyło — rozmawiając o tym otwarcie przed tobą — bez łączenia tego z tobą. Więc to był właściwie bardzo chaotyczny sposób życia. Musiałem dużo udawać. Nie mogłem otwarcie mówić o rzeczach, na których mi zależało, a to hamowało moją zdolność do głębokiego łączenia się z ludźmi. W końcu było to bardzo niezdrowe.

To musiało być tak drażniące, że wszyscy inni o tym mówili. Czy to się często zdarzało?

To był po prostu kolejny punkt do rozmów w mediach, pojawiał się z przyjaciółmi lub na spotkaniach rodzinnych. Myślę więc, że ważne jest, aby rozpoznać, że każda historia, którą widzisz w wiadomościach, nie jest tylko kolejnym tematem dyskusji. Jest osoba próbująca odbudować swoje życie, która jest związana z rodziną, która również cierpi.

Myślę, że ludzie, których znam, byli bardzo zszokowani próbą powiązania ze mną tej historii. Niektórzy byli oszołomieni. Ale mam nadzieję, że obudzi ich to, jak powszechne jest to zjawisko. Fakt, że mogę ukryć cały proces, książkę i narodową burzę ogniową — że mogę nadal udawać życie jest zwyczajne — jest dziwne, ale myślę, że jest to coś, co robi wielu ocalałych i są w tym dobrzy czyn.

Więc denerwowałeś się, że ujawnisz swoje imię?

O tak. [śmiech] Zdecydowałem się wystąpić dopiero sześć miesięcy temu. Musiałam napisać całą książkę, żeby chociaż pomyśleć o tym, żeby pójść do przodu.

Pisząc musiałam wiedzieć, że byłam chroniona w swojej anonimowości. Pisałem też, gdy apel się odbywał. [Wyd. uwaga: W 2018 roku Brock Turner odwołał się od wyroku skazującego, argumentując brak dowodów, i odmówiono mu.] Otwarcie strony o mojej rodzinie zajęło mi dużo czasu. Chciałem chronić wszystkich, których kocham. Chciałem zachować moje osobiste historie i poczucie tożsamości. Nie chciałem, żeby to wszystko zostało ponownie użyte przeciwko mnie.

Myślałem, że to będzie jak wybuch bomby. Naprawdę bałem się, że to będzie jak eksplozja, że ​​nagle wszystko potoczy się w różnych kierunkach, że nagle nie będę mieć kontroli; moje imię byłoby wszędzie i nie mogłem już żyć w moim kontrolowanym świecie. Ale skończyło się na tym, że było zamieszanie w mediach, ale wewnątrz siebie zdałem sobie sprawę, że prawie pięć lat później linii, jestem tak zakorzeniony w tym, co wiem, kim jestem i w co wierzę w tym momencie, że poczułem się pogodzony z pozwoleniem wybrać się. Po prostu czułem, że bez względu na to, co się stanie, zrobiłem dobrze, z nadzieją, że to, co stworzyłem, pomoże. A to, co tam jest, to nie tylko dążenie do zniszczenia ludzi, którzy mnie skrzywdzili.

POWIĄZANE: Minął prawie rok od potwierdzenia Bretta Kavanaugha, oto, co zrobił w tym czasie

Konflikt, który opisujesz – że strasznie było wystąpić, ale też nie można tego nie zrobić – przypomina mi coś, co Nancy Venable Raine mówi w swojej książce Po ciszy, o bólu związanym z utrzymywaniem w tajemnicy gwałtu i przemocy seksualnej: „Cisza smakuje jak wstyd”.

Absolutnie. Uwielbiam to. Myślę, że anonimowość na początku chroni, ale na dłuższą metę trzymanie tak dużej części siebie w ryzach naprawdę boli. Czułem się tak, jakby utknął we mnie i blokował mi wiele możliwości poruszania się. Czułem, że kiedy już tam jest, mogę po prostu położyć go na stole, a potem iść naprzód ze swoim życiem.

Okładka książki Chanel Miller

Źródło: dzięki uprzejmości

W pierwszym rozdziale Znaj moje imię, piszesz bardzo poruszająco o tym ciekawym zrozumieniu między ocalałymi, jak pomimo tak wielu różnic w naszych historiach, możemy zamknąć oczy i po prostu wiedzieć. „Być może nie chodzi nam o szczegóły samego napaści, ale o chwilę później; po raz pierwszy zostajesz sam” – piszesz. „To przerażenie połknięte w ciszy… Ta chwila to nie ból, nie histeria, nie płacz. To twoje wnętrzności zamieniają się w zimne kamienie. Ciekawe, czy częścią twojej motywacji do ujawnienia się nie była próba przeprowadzenia ocalałych przez ten moment i świadomość, że nie są sami?

Tak. Zawsze zaczyna się od zamieszania i mroku. I myślę, że każdy, kto tego doświadczył, wie w głębi serca, że ​​stało się coś złego, jeszcze zanim zdążą to wyartykułować lub wyrazić słowami. Bardzo ważne było dla mnie nadanie tego mętnego, destrukcyjnego, zewnętrznego ciężkości języka. Żebym mógł się cofnąć, spojrzeć na to i zrozumieć, jak żyło we mnie i jaki to miało wpływ na moje życie.

Miałem też pragnienie i obowiązek, aby nadać mu nazwę i nie pozwolić, by pozostała nierozpoznana lub utożsamiana z czymś, co powinniśmy nauczyć się trawić i po prostu z tym żyć. Chciałem to nazwać i powiedzieć, że to zbyt wiele dla każdego z nas, aby chodzić z osobna. To jest coś, co jest tak naprawdę tym wspólnym cierpieniem, a jednak nasze doświadczenia wydają się być tak odosobnione. Dlaczego?

Co chcesz, by ludzie wynieśli z Twojej historii?

Uczono nas odkładać te historie. Że są zbyt intensywne, aby ludzie mogli sobie z nimi poradzić i że odgrywamy rolę w naszej własnej krzywdzie lub że zasługujemy na krzywdę, co nigdy nie jest prawdą. Myślę, że pozwoliliśmy zamanifestować się tak wielu tym szkodliwym pomysłom i nie poświęcamy czasu na patrzenie na nie w sposób, w jaki nas ranią. Rzeczy, które czytałem w Internecie o sobie podczas tego procesu, były okropne, ale to, że zacząłem wierzyć w te rzeczy o sobie i to, na co zasłużyłem, było gorsze. To dla mnie najsmutniejsze. Pomyśleć, że nie powinieneś być dobrze traktowany lub nie zasługujesz na robienie rzeczy, które naprawdę lubisz, wszystko to odpryskuje. Jestem po prostu tak zmęczony tym, jak wiele bólu mamy tolerować. Skończyłem tę pracę.

Mam nadzieję, że ocaleni wiedzą, że nie tylko zasługujesz na przetrwanie i posiadasz wokół siebie system wsparcia. Ale ty też zasługujesz na życie wykraczające poza to, co się wydarzyło. Wrócę do swojego życia i chcę pomóc przywrócić ofiarom ich własne życie.

POWIĄZANE: Jodi Kantor i Megan Twohey o tym, co dzieje się po historii Harveya Weinsteina, która wszystko zmieniła

Jak Twoim zdaniem mamy zmienić wymiar sprawiedliwości w sprawach karnych?

Myślę, że musimy mieć więcej uwagi na dobro ofiar, aby wytworzyć jakiś ślad prywatności, komfortu. Nie ma poczucia prywatności ani agencji, gdy jesteś na sali sądowej. Brak kontroli nad tym, co jest pokazywane. Brak kontroli nad tym, kiedy zaczniesz mówić. Jesteś zmuszony żyć w ciągłym stanie bezsilności, a to jest niezwykle wyczerpujące.

Wchodzisz w myśl, że składanie zeznań i odpowiadanie na pytania na stoisku będzie twoją szansą na przekazanie swojej prawdy. Kiedy tak naprawdę jest to gra, w której nie rozumiesz zasad, twoje granice są nieustannie łamane i lekceważone, a ty nie możesz się odpychać ani prosić o więcej dla siebie. To naprawdę bolesne, szczególnie na dłuższą metę. To naprawdę myli i zniekształca wyobrażenia o sobie, a po uwolnieniu jest tak wiele do naprawienia psychologicznego. Musisz sam to rozgryźć.

Na stoisku płakałem, a obrońca szczekałby na mnie, żebym szedł dalej, mówił dalej, mówił głośno lub przestał mówić. A publiczna żałoba jest niezwykle upokarzająca i przerażająca. Ale to nie znaczy, że smutek jest zły, oznacza to po prostu, że środowisko zanieczyszcza twoje samopoczucie i sposób myślenia o sobie. Dużo płakałbym podczas pisania. Ale żałoba podczas pisania jest pożywna, po prostu daje sobie przestrzeń, aby poczuć to, co czułem, a nie krytykować lub odpychać rzeczy. Ale musiałem stworzyć tę przestrzeń lub siebie.

Kiedy wciąż byłaś znana tylko jako Emily Doe, twoja historia została sformułowana tak, jakbyś nigdy nie miał głosu, jakbyś nie był osobą, zanim wydarzyła się ta straszna rzecz, która zmieniła cię w wydarzenie informacyjne. Jakie to uczucie być teraz odpowiedzialnym za historię, jako Chanel Miller?

To ekscytujące. Czuję się o wiele bardziej asertywna i pewna siebie niż kiedykolwiek wcześniej i wiem, że moja prawda jest słuszna i że bez względu na to, jak wiele osób próbuje to wymazać, albo przekręcić, zgiąć i wymazać, albo całkowicie stłumić, będę mówił dalej to. Rozróżniam dobro od zła. Wiem, jak zasługuję na traktowanie i wszystkie te rzeczy nie podlegają negocjacjom.

Nawet zrozumienie tego wymagało wiele współczucia dla siebie. Czuję się wdzięczny, że mogę okazywać sobie tę czułość i iść naprzód. To nigdy nie jest proces, w którym chcesz osiągnąć własny rozwój. Ale są to cechy, które możemy wychwycić i które możemy utrzymać wysoko. To jest jak, cholera, przeszedłem przez to.

Teraz, gdy książka jest już wydana, co chcesz dalej robić ze swoim życiem?

W tej chwili to wszystko jest naprawdę nowe terytorium. Staram się mieć pewność, że dbam o siebie. Wiem, kiedy potrzebuję przerwy. Wiem, jak o to poprosić. To nigdy wcześniej nie było prawdą. Czuję się naprawdę dumny z tego, że mogę o tym obszernie i dogłębnie opowiedzieć. Wiem też, że będą chwile, kiedy wypalę się, kiedy będę radził sobie z własnymi emocjami i pobiegnę, wyprowadzę psa lub spędzę kilka godzin na rysowaniu. Myślę, że kiedy pojawiają się ocaleni, tak wiele od nich wymagamy. I myślę, że jeśli dzielisz się swoją historią, robisz to we własnym tempie i na swój własny sposób. I zawsze możesz powiedzieć stop.

Chciałbym zrobić więcej ilustracji. Rzeczą, która jest teraz niesamowita, jest to, że mogę wybierać. Mam pełną kontrolę nad tym, co mam robić dalej.