Przez lata myśl o kimś wchodzącym do mojego dwupokojowego mieszkania na Brooklynie napełniała mnie przerażeniem. Każda powierzchnia mojego mieszkania była pokryta rzeczami – od ubrań, przez papiery, czasopisma, po kable elektroniczne.
Jeśli wyglądało to na mieszkanie zbieracza, to dlatego, że tak było.
Moje nagromadzenie rzeczy następowało stopniowo. Kiedy miałem współlokatorów, bałagan ograniczał się głównie do mojej sypialni. Kiedy zacząłem mieszkać sam, pozwalałem mu się budować, rozprzestrzeniać i rozciągać, aż miałem problemy z przechodzeniem z jednego pokoju do drugiego. W najgorszych latach gromadzenia zapasów ledwo mogłam otworzyć frontowe drzwi mojego mieszkania – i to nie tylko dlatego, że nie chciałam, żeby ktokolwiek wchodził, ale dlatego, że było przed nimi tyle gówna.
Czasami wspominałem, jak złe było moje mieszkanie. Przyjaciele o dobrych intencjach zaproponowali, że wpadną i „pomocą”. Mimo ich dobrych intencji była to ostatnia rzecz, na jaką bym pozwoliła — za bardzo bałam się ich reakcji. Widziałem, jak ludzie reagowali na kogoś takiego jak ja – w każdym razie w telewizji. W reality show TLC
Zbieracze, na przykład perspektywa interakcji ze zbieraczem i posprzątania ich domu jest sformułowana w możliwie najsurowszy sposób; mieszkanie jest zawsze „koszmarem”, a zbieracz jest dziwakiem.WIDEO: Podróżuj schludnie z Marie Kondo
POWIĄZANE: 3 główne lekcje oczyszczania od Marie Kondo
Być może dlatego byłem tak sceptycznie nastawiony do oglądania, jak guru organizująca Marie Kondo zajmuje się ludzkim bałaganem w swoim nowym programie Netflix, Sprzątanie z Marie Kondo. Czy zareaguje z ostrożnym przerażeniem na napotkany bałagan? Czy będzie krzyczeć i krzyczeć i sprawić, że ludzie będą płakać? Czy sprawiłaby, że wyglądało to na całkowicie proste, a następnie pozostawiłaby kłopotliwych klientów samym sobie, aby wymyślili, jak utrzymać swoje profesjonalne wyniki?
Na szczęście poziom empatii Kondo jest naprawdę głęboko odświeżający. W swoim programie drobna i entuzjastyczna organizatorka ani razu nie zawstydza ani nie robi sensacji żadnej z osób, których domy pomaga w kształtowaniu się w ciągu ośmiu odcinków. Bez względu na to, jak bardzo ktoś ma bałaganu, nie ma chwili grozy. Zamiast tego skupia się na innych powody ludzie gromadzą bałagan, jak śmierć ukochanej osoby, przeprowadzka do mniejszego domu, oczekiwanie dziecka lub zwykły stary sentymentalizm. W ten sposób sprawia, że bałagan nie jest już problemem, a bardziej pozostałością po istnieniu prawdziwego człowieka.
Kondo wykonuje również świetną robotę, będąc wrażliwym na to, jak ekstremalne ilości bałaganu mogą wpływać na nasze relacje. W pierwszym odcinku udręczeni rodzice dwojga młodych, głośnych maluchów odbywają coś, co przypomina mini sesję terapeutyczną. Kondo daje każdemu z nich miejsce na przedstawienie swoich skarg i problemów, zanim zagłębi się w jej metody organizacyjne. W innym odcinku jeden z klientów Kondo wyznaje przed kamerą, że denerwował się tym, co pomyślą jego rodzice o bałaganie. Płacze; on, jak większość ludzi, chce, aby jego rodzice byli z niego dumni. Kondo zaczyna odpowiadać na jego obawy, prosząc go i jego partnera o przedstawienie swojej wizji domu. Ten rytuał zajmuje tylko kilka sekund na odcinek, ale ma wyraźnie uspokajający efekt. Kondo nigdy nie kwestionuje, czy jej poddani są w stanie osiągnąć swoje cele – wydaje się być pewna, że mogą, jeśli wszyscy chcą nad tym pracować.
I, w przeciwieństwie do innych prostych pokazów reorganizacji domu, Kondo nie wkracza i nie oferuje magicznego rozwiązania, jakim jest posprzątanie mieszkania i odejście. Zamiast tego podchodzi do każdego domu i bałaganu z absolutnym szacunkiem i zrozumieniem. W rzeczywistości demonstruje niemal duchowy szacunek dla rzeczy ludzi. Podczas gdy programy takie jak Hoarders sprawiają, że proces jest przerażający, ponury i traumatyczny, Kondo sprawia, że wydaje się to mieszanką zabawy i owocności. Być może najbardziej zaskakującą rzeczą w serialu był jednak prawdziwy śmiech. Humor zdecydowanie nie kojarzy mi się z wyrzucaniem przedmiotów; w rzeczywistości to mnie przeraża. Widzenie procesu przedstawionego w ten sposób było dość rewolucyjne dla mojego umysłu zbieracza.
Właściwie to wystarczyło, żebym zainspirował mnie do zrobienia tego sam.
Mieszkam teraz z moim chłopakiem, a jego minimalistyczne podejście jest wprost sprzeczne z moimi impulsami – mimo to pozwalam, aby moje przestrzenie wymknęły się spod kontroli. Po obejrzeniu Sprzątanie, postanowiłem skonfrontować się z jedną z tych przestrzeni. Na początek wybrałem łazienkę, ponieważ fałszywie założyłem, że mogę bezlitośnie sortować przypadkowe gliniane maski i balsamy, które były tam od tak dawna, że nawet nie pamiętam, jak je kupiłem. Ale twarda prawda o odśmiecaniu, taka, która… Sprzątanie nie boi się, że jest to emocjonalny i niezwykle trudny proces. Widząc, że prawda została uznana w tak nieoceniający sposób, wszystko się zmieniło — więc trzymałem się tego. I ostatecznie? Posprzątałam łazienkę.