Każdy prezentowany przez nas produkt został niezależnie wybrany i zrecenzowany przez nasz zespół redakcyjny. Jeśli dokonasz zakupu za pomocą dołączonych linków, możemy otrzymać prowizję.

Na cześć wydaniajego długo oczekiwanych wspomnień Ziemia Obiecana, W stylu usiadł z byłym prezydentem Barackiem Obamą, aby porozmawiać o najbardziej wpływowych kobietach w jego życiu. Oto jego ekskluzywna odpowiedź wraz z fragmentem pierwszego rozdziału jego książki.

W stylu: Co jest najbardziej niegrzeczną rzeczą w Michelle, Malii i Saszy?

Barack Obama: Wszystkie mają wiele złych cech. Myślę, że ludzie wiedzą Michelle na tyle dobrze, by wiedzieć, jak niesamowita potrafi być jako mówca publiczny. Prawdopodobnie są mniej świadomi tego, jak to jest ćwiczyć z Michelle, kiedy jest naprawdę w swoim rytmie. A czasami obejmuje to również boks. Nie chcesz przeszkadzać, gdy pracuje nad torbą — wliczając w to kilka kopniaków. Jest tam siła.

Sasza jest, jak to opisuje Malia, całkowicie pewna swojego własnego podejścia do świata i nie jest zastraszona ani onieśmielona – i nigdy nie była – niczyimi tytułami, czyimimi referencjami. Jeśli uważa, że ​​coś jest nie tak lub dobrze, powie to. Kiedy miała 4, 5, 6 lat, gdy podjęła decyzję, okopała się i nie dało się od tego odsunąć. W książce piszę o tym, jak staraliśmy się namówić ją do skosztowania kawioru, kiedy byliśmy w Rosji. Powiedziała: „Mnn-nnh. Nie. Przepraszam. To wygląda ślisko. To jest paskudne. Nie zrobię tego, nawet jeśli będę musiał zrezygnować z deseru”. I ta część jej postaci zawsze tam była.

I Malia, jest po prostu prężna. Jest kimś, kto lubi ludzi, lubi życie i lubi rozmowę. Nigdy się nie nudzi, co jest kiepską cechą, która może zabrać cię w miejsca.

Nie pochodzę z rodziny politycznej. Moi dziadkowie ze strony matki pochodzili głównie ze szkocko-irlandzkiego pochodzenia ze Środkowego Zachodu. Byli uważani za liberalnych, zwłaszcza według standardów miast Kansas z czasów Wielkiego Kryzysu, w których się urodzili, i pilnie śledzili wiadomości. „To część bycia dobrze poinformowanym obywatelem” – mówiła mi moja babcia, którą wszyscy nazywaliśmy Toot (skrót od Tutu, czyli Babcia po hawajsku), spoglądając ponad szczytem swojego poranka. Reklamodawca w Honolulu. Ale ona i mój dziadek nie mieli mocnych ideologicznych czy partyzanckich skłonności, poza tym, co uważali za zdrowy rozsądek. Myśleli o pracy – moja babcia była wiceprezesem depozytu w jednym z lokalnych banków, my dziadek sprzedawcą ubezpieczeń na życie — i płacenie rachunków oraz drobne rozrywki, które musiało mieć życie… oferta.

W każdym razie mieszkali na Oahu, gdzie nic nie wydawało się tak pilne. Po latach spędzonych w tak odległych miejscach, jak Oklahoma, Teksas i stan Waszyngton, ostatecznie przenieśli się na Hawaje w 1960 roku, rok po ustanowieniu państwowości. Od zamieszek, protestów i innych podobnych rzeczy oddzielał ich teraz wielki ocean. Jedyna rozmowa polityczna, jaką pamiętam, jaką prowadzili moi dziadkowie, kiedy dorastałam, dotyczyła baru na plaży: Burmistrz Honolulu zburzył ulubiony wodopoj Dziadka, aby wyremontować plażę na drugim końcu Waikiki.

Moja matka, Ann Dunham, była inna, pełna silnych opinii. Jedyne dziecko moich dziadków, w liceum zbuntowała się przeciwko konwencji — czytając poetów beatników i francuscy egzystencjaliści, jeżdżący z przyjacielem do San Francisco przez wiele dni bez mówienia ktokolwiek. Jako dziecko słyszałem od niej o marszach praw obywatelskich i dlaczego wojna w Wietnamie była błędną katastrofą; o ruchu kobiecym (tak za równą płacę, nie tak chętnie nie golimy nóg) i Wojnie z Ubóstwem. Kiedy przeprowadziliśmy się do Indonezji, aby zamieszkać z moim ojczymem, upewniła się, że wyjaśniono grzechy korupcji rządu („To tylko kradzież, Barry”), nawet jeśli wszyscy to robili. Później, latem skończyłam dwanaście lat, kiedy pojechaliśmy na miesięczne rodzinne wakacje podróżując po Stanach Zjednoczonych, ona nalegała, abyśmy każdego wieczoru oglądali przesłuchania Watergate, dostarczając jej własny komentarz bieżący („Czego oczekujesz od? McCartyite?").

Nie skupiała się tylko na nagłówkach. Kiedyś, kiedy odkryła, że ​​należę do grupy, która drażniła się z dzieckiem w szkole, posadziła mnie przed sobą z zaciśniętymi ustami rozczarowania.

„Wiesz, Barry”, powiedziała (takiego przezwiska używali dla mnie i moich dziadków, kiedy dorastałem, często skracane do „Bar”, wymawiane „Niedźwiedź”), „są na świecie ludzie, którzy myślą tylko o sami. Nie obchodzi ich, co dzieje się z innymi ludźmi, dopóki dostaną to, czego chcą.

„Są też ludzie, którzy postępują odwrotnie, którzy są w stanie wyobrazić sobie, jak muszą się czuć inni, i upewnić się, że nie robią rzeczy, które ranią ludzi.

– A więc – powiedziała, patrząc mi prosto w oczy. „Jaką osobą chcesz być?”

Dla mojej matki świat był pełen okazji do nauczania moralnego. Ale nigdy nie znałem jej, żeby zaangażowała się w kampanię polityczną. Podobnie jak moi dziadkowie, podejrzliwie odnosiła się do platform, doktryn, absolutów, woląc wyrażać swoje wartości na mniejszym płótnie. „Świat jest skomplikowany, Bar. Dlatego jest to interesujące”. Przerażona wojną w Azji Południowo-Wschodniej spędziła tam większość swojego życia, pochłaniając język i kultura, tworzenie programów mikropożyczek dla osób żyjących w ubóstwie na długo zanim mikrokredyty stały się modne na arenie międzynarodowej rozwój. Przerażona rasizmem wyszła za mąż poza swoją rasą nie raz, ale dwa razy, a następnie obdarzyła dwójkę brązowych dzieci niewyczerpaną miłością. Rozwścieczona społecznymi ograniczeniami nałożonymi na kobiety, rozwiedzie się z obydwoma mężczyznami, gdy okażą się apodyktyczni lub rozczarowujący, wypracowując kariera według własnego wyboru, wychowywanie dzieci zgodnie z własnymi standardami przyzwoitości i robienie wszystkiego, co cholernie dobrze zadowolony.

W świecie mojej matki to, co osobiste, było naprawdę polityczne — chociaż nie przydałaby się jej to hasło.

Nic z tego nie oznacza, że ​​brakowało jej ambicji dla syna. Pomimo napięć finansowych ona i moi dziadkowie wysłali mnie do Punahou, najlepszej szkoły przygotowawczej na Hawajach. Myśl o tym, że nie pójdę na studia, nigdy nie była zabawna. Ale nikt z mojej rodziny nigdy by nie zasugerował, że pewnego dnia mogę pełnić funkcję publiczną.

Ziemia Obiecana, Baracka Obamy, wydanej przez Crown, wydawnictwo Random House, oddziału Penguin Random House.

Więcej takich artykułów znajdziesz w styczniowym numerze W stylu, dostępne w kioskach, na Amazon i dla pobieranie cyfrowe grudzień 18.