W 1995 roku miałam osiem lat, a moja siostra 11. To był rok wielkiej teatralnej przerwy mojej siostry: została obsadzona w społecznym przedstawieniu teatralnym Król i I-piegowaty żydowski dzieciak z Long Island grający syjamskiego chórzystę. Byłem taki zazdrosny.
Każdej nocy przed jej występem trzeba było malować twarz mojej siostry: pełny biały makijaż od czoła po szyję. Jej brwi musiały być przyciemnione, a usta jaskrawoczerwone. I to wszystko, zanim pół puszki lakieru do włosów i pełny pojemnik szpilek do włosów zostały użyte do zbudowania idealnej, wysokiej do nieba bułki. Zmycie makijażu zajęło całą godzinę i tubkę zimnego kremu.
Ja też parałem się teatrem. Moje role (z wyjątkiem gwiezdnej kreacji psa Nanny) wymagały mniej dotkliwej przemiany.
Od najmłodszych lat makijaż oznaczał „ważny”, „udany”. Jeśli grałeś główną rolę, masz makijaż. Jeśli tego nie zrobiłeś, oczekiwano, że sam ufarbujesz sobie policzki i nazwiesz to dniem. I chociaż miałam sporo ról godnych makijażu (byłam fantastyczna jako Dorothy in Wiz).
Dla każdego, kto zrobił coś poważnie jako dziecko, kiedy wchodzisz w okres dojrzewania, stajesz przed decyzją: czy to będzie moje życie, czy to już koniec? Nie chciałem tego wystarczająco i nie byłem „najlepszy” poza moim małym kręgiem doświadczeń. Moja kariera teatralna skończyła się, nigdy nie mając Król i I-Zabieg makijażu i zapach czerwonej szminki i zimnego kremu zawsze przenosiły mnie psychicznie w dziwne miejsce.
Kiedy byłam nastolatką, mój makijaż składał się z mocno czarnego eyelinera i zbyt dużej ilości samoopalacza, więc kiedy poszłam na studia i zdałam sobie sprawę, że wyglądam jak szalona, praktycznie zrezygnowałam ze wszystkich produktów kosmetycznych. Używałam tego, co było pod prysznicem, do mycia włosów i chyba że wychodziłam, nie miałam makijażu.
Przenieśmy się do mojej pierwszej pracy: pracowałam jako PR w luksusowej marce, a ich biura były w pełni zaopatrzone w kosmetyki prosto z Paryża. Mimo to nie byłem zainteresowany. Moja następna praca, redaktor na stronie poświęconej modzie, zapewniła mi szafę pełną produktów kosmetycznych, ale byłam niezłomna w swoim postanowieniu bez makijażu. Wziąłem kąpiel z bąbelkami i nałożyłem eyeliner.
Lato 2016 roku było dla mnie trudne. Byłem wstrząśnięty nagłą śmiercią dwóch członków rodziny, zmagających się z problemami zdrowotnymi i miałem rozpocząłem pracę w zupełnie nowej dziedzinie, co sprawiło, że sześć na siedem dni poczułem się jak porażka tydzień. Patrzyłam, jak moi starzy przyjaciele na Snapchacie przesuwają różne odcienie zestawu Kylie Lip Kit na nadgarstkach, rozpylając w powietrzu nowe bezimienne perfumy Byredo, pokazując mi dokładnie, jak konturować. Pomimo mojego braku zainteresowania własnym makijażem, oglądałem zapętlone spokojne, hipnotyzujące filmy.
Natknąłem się na wideo, na którym stary współpracownik powoli rozpakowywał coś nowego, ze słowami „ŚWIĘTY GRAAL” napisanym nad zdjęciem. Powoli usunęła coś, co wyglądało jak pół awokado z włosiem. Był to pędzel Artis Palm Brush.
Pędzel Artis Palm Brush został specjalnie zaprojektowany, aby (zgadłeś) mieścił się w dłoni. Setki tysięcy pojedynczych włókien tworzą gęstą, miękką wiązkę, dzięki czemu (1) jest tak cholernie miękka i (2) jest w stanie idealnie rozprowadzić makijaż.
Wygooglowałem. Zamieściłem na YouTubie. Przeszukałem hashtag. To było jak ASMR z pędzlem do makijażu. I chociaż wiem, że skupianie się na materialnym obiekcie zamiast radzenia sobie z tym, co naprawdę się dzieje, zdecydowanie nie jest idealne, w tamtym momencie było to dokładnie to, czego potrzebowałem. Moja mama mówi, że nie można kochać czegoś, co nie może odwzajemnić miłości. Ale byłem zakochany w Artis Palm Brush i nigdy się nie spotkaliśmy.
Dzięki nocnej wysyłce mój nowy kochanek przybył dwa dni później. Podobnie jak w filmikach, które oglądałam na YouTube, skropiłam nowo zakupionym podkładem włosie i powolnymi ruchami okrężnymi nakładałam go na twarz.
To była najdelikatniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek czułem. Wsunęłam szczoteczkę z powrotem do pudełka dla bezpieczeństwa, wrzuciłam do torby i ruszyłam do pracy. Południe przyniosło ze sobą trudny telefon. Instynktownie wyjąłem pędzel z pudełka. Nałożyłam krem nawilżający na włosie (tak! Możesz też użyć do kremów!) i delikatnie przesuwałem szczoteczką po mojej szyi przez cały czas trwania rozmowy. Natychmiastowy spokój.
Utknąłem w okropnym ruchu ulicznym w śmierdzącym Uberze, wyjąłem Artisa, NIC nie nałożyłem i powoli potarłem włosie z tyłu dłoni. Dziwne? Być może. Obsesyjny? Prawdopodobnie. Skuteczne środki na przeczyszczanie? 1000%
Teraz, gdy mam pędzel do dłoni od kilku miesięcy, emocjonalne połączenie nie jest tak silne, chociaż czasami głaszczę nim policzki bez żadnego produktu. Teraz jestem w stanie zobaczyć wspaniałe narzędzie, jakim jest: absolutnie doskonały pędzel do makijażu przeznaczony dla osób, które nie mają absolutnie pojęcia, jak zrobić makijaż – i są pełne niepokoju.