pamiętam być w ciąży i nie spać całą noc, patrząc na wiadomości i zastanawiając się, czy mój termin porodu będzie zgodny ze szczytem koronawirus przypadków, w których mieszkam, w Raleigh w Północnej Karolinie. Dostarczyłem sześć tygodni wcześniej, więc tak się nie stało; moje doświadczenie było przerażające pod innymi względami.
miałem stan przedrzucawkowy z moim pierwszym dzieckiem, Jackiem, który ma teraz 5 lat; to po prostu coś, co uderza i naprawdę nie można się tego spodziewać, i może zagrażać życiu zarówno matki, jak i dziecka. Z tego powodu urodził się w wieku 36 tygodni i spędził kilka dni na OIOM-ie. Otaczający go strach był jednym z powodów, dla których tak długo czekaliśmy na drugie dziecko; Musiałam trochę podkręcić się psychicznie, żeby ponownie zajść w ciążę.
Chociaż to było przerażające, zawsze trochę się śmialiśmy, że Jack urodził się wcześnie i urodził się w Prima Aprilis, jak ktoś na górze żartował z nas — a potem dokładnie to samo stało się z Lily: Prima aprilis, wcześniak dwa. Tym razem z globalną pandemią na szczycie.
Moi lekarze obserwowali mnie przez całą ciążę, aby sprawdzić, czy… rozwijający się stan przedrzucawkowy a gdy przekroczyłem 34 tygodnie, kazali mi iść do szpitala na monitorowanie. Mój mąż, Bret, nie mógł przyjść, bo obserwował Jacka, a dzieci nie wpuszczali do szpitala, więc nie było ze mną nikogo przez dwa, trzy dni. W tym momencie zrobili badanie krwi i odkryli, że mam rzadka postać stanu przedrzucawkowego zwana zespołem HELLP, charakteryzujący się podwyższonym poziomem enzymów wątrobowych i małą liczbą płytek krwi. Jeśli stwierdzą, że ją masz, zwykle mówią, że musisz ją dostarczyć, nawet jeśli masz tylko 25 tygodni, więc w tym sensie czułem się szczęśliwy, że byliśmy znacznie bliżej pełnego semestru.
POWIĄZANE: Równe części strach i nadzieja — to jest ciąża podczas pandemii
Jedną z zasad obowiązujących w szpitalu było to, że możesz mieć tam swojego partnera porodowego, ale kiedy już tam jest, nie może go opuścić. Więc byliśmy w rodzaju ogórka z, no cóż, kto będzie oglądał Jacka? Mój drogi przyjaciel przyjechał do niego, a potem moi rodzice przyjechali z Buffalo. Ale ponieważ są starsze i bardziej ryzykowne, to również sprawiło, że poczułem się naprawdę zdenerwowany.
WIDEO: Dwie nowe mamy, Steffy Degreff i Bevin Wheeler, dzielą się swoimi historiami narodzin podczas koronawirusa.
Nagłe cięcie cesarskie podczas pandemii koronawirusa
Moje wyniki wróciły rano i przyszedł lekarz i powiedział, że musimy urodzić dziecko. Pomyślałem: „Kiedy? Później? Jutrzejszego ranka?" A oni byli jak „1” – w tym momencie była około 11 rano. Zdałem sobie sprawę, że to znowu Prima aprilis i powiedziałem „to musi być żart”, a pamiętaj, że Jack ma piąte urodziny, co było bardzo trudne. Najpierw musieliśmy odwołać jego przyjęcie z powodu wirusa, a potem nie zamierzał mieć przy sobie żadnego z rodziców przez cały dzień. Wiem, że to takie drobne, ale to są małe rzeczy, które możesz zrobić dla swoich dzieci, które mogą pomóc im poczuć się normalnie, a nam tego brakowało. Na szczęście mój przyjaciel był w stanie zrobić z nim prowizoryczne urodziny, ale było to trochę bolesne i po prostu czułem, że go zawiodłem.
Stamtąd sprawy potoczyły się dość szybko. Otrzymałem kilka telefonów od lekarzy z innych miejsc w szpitalu, kiedy byłem w swoim pokoju, więc było to interesujące, że nie przyszli. Na początku miałem trochę obsesji na punkcie protokołów bezpieczeństwa i bliskości pacjentów z COVID, a zespół uspokoił mój umysł. Wszyscy, którzy ze mną pracowali, nosili maskę i zdałem sobie sprawę, że mieli tylko jedną maskę na tydzień.
Pamiętam, że czułem się bardzo podobnie do tego, jak czułem się, kiedy miałem Jacka: sprawy były bardzo pospieszne. Ledwo byłam w stanie przetworzyć, że dziecko będzie miało 34 tygodnie i że będzie na OIOM-ie — nie skupiałam się na tym, jak wirus zmieniał sytuację w szpitalu.
Byliśmy po prostu zachwyceni, jak: „Nie mogę uwierzyć, że to się znowu dzieje”. Wszystko, co chcesz zrobić, to chronić swoje dzieci i trzymać je blisko — zwłaszcza w tej chwili, jak schronienie ich – a więc świadomość, że nie byłoby to dla nas opcją, a ona musiałaby zostać w szpitalu, a my musielibyśmy wyjść, była naprawdę straszny.
To było bardzo emocjonalne, że tak się stało. Ale z tyłu głowy czułem się, jakbyśmy byli w najlepszym miejscu, w jakim mogliśmy być, i mogłem mieć tam Breta, więc byłem za to wdzięczny i wszystkie pielęgniarki. Można było powiedzieć, że czuli dużo ciężkości we wszystkim, co się dzieje — myślę, że ciężkość to dobry sposób na opisanie uczuć wszystkich.
POWIĄZANE: „Wciąż może być pięknie” — co pielęgniarki porodowe i porodowe chcą, abyś wiedział o porodzie podczas koronawirusa
A potem przychodzi dziecko — i NICU.
Lily była taka malutka, kiedy się urodziła i nadal jest naprawdę malutka. Urodziła 4 funty 8 uncji i powiedzieli, że zachowuje się „zgodnie z księgą” — oddychała sama i tak dalej. Zobaczyłem ją przez gorącą sekundę, a potem zostałem zabrany na salę pooperacyjną. Bret musi ją przytulić. Wyprowadzili ją po pierwsze zdjęcie porodowe, gdzie kładą dziecko na twojej klatce piersiowej i robią zdjęcie, a potem są jak w porządku! Pokój na zewnątrz! Zabrali ją na OIOM, podczas gdy ja musiałem być monitorowany, żeby zobaczyć, co się dzieje z moim ciałem.
Później w nocy zaczęła mieć problemy z oddychaniem i musieli umieścić ją na aparacie CPAP, a następnie na respiratorze, aby pomóc jej w dotarciu tlenu do płuc; to takie bolesne widzieć najmniejszego człowieka z tym gigantycznym urządzeniem na głowie. W tym momencie na OIOM-ie obowiązywała zasada, że każde dziecko może mieć tylko jednego gościa. A ponieważ byłem na sali pooperacyjnej, Bret mógł pójść i ją zobaczyć. Ale jak tylko mogłem, stałem się jedynym, który mógł wejść i wyjść. Bret widział ją tylko kilka razy, zanim byłam tylko ja, co było dla niego naprawdę trudne.
Wciąż obowiązywała zasada, że jeśli wyjdzie ze szpitala, to nie będzie mógł wrócić, więc zdecydował się zostać mnie, aby upewnić się, że wszystko jest w porządku, a on może opowiadać się za Lily, że coś się wydarzyło z moim zdrowie. Na szczęście tak się nie stało, ale potem przyszła najtrudniejsza część.
Opuszczenie szpitala bez dziecka.
Wróciłem do domu w niedzielę, kiedy Lily miała pięć dni, a ona wróciła do domu w następny poniedziałek, więc rozstaliśmy się na nieco ponad tydzień. Kiedy byłem w szpitalu, czułem, że jestem tylko kilka drzwi dalej od niej; bycie w domu wydawało się do tej pory. Czułam się też bardzo rozdarta, ponieważ nie widziałam Jacka od siedmiu dni, a widok mojego pierwszego dziecka był po prostu słodko-gorzki, ale potem zostawiłam to maleńkie dziecko w szpitalu. W te noce nie spałam. Jedyną rzeczą, na której się skupiłem, nad którą czułem, że mam kontrolę, było pompowanie. Mogłem to dla niej zrobić i poniekąd mi to pomogło, bo wszystko było tak daleko poza moją kontrolą. Więc przywoziłam mleko do szpitala dla Lily, ale nie byłam w stanie zatrzymać jej do około jej piątego dnia. Ominięcie tych pierwszych kilku dni, kiedy próbujesz nawiązać więź, było również bardzo trudne.
Tymczasem dali mi maskę z brązową torbą i miałam jej używać przez tydzień, tak samo jak pracownicy szpitala. Poza tym, chyba z instynktu samozachowawczego, musiałem umieścić wirusa w innym przedziale w moim mózgu. Ponieważ wszystkie inne rzeczy były tak niepokojące, myślenie o wirusie i obojgu dzieciakach było za dużo. Nie zaczęłam się tym naprawdę martwić, dopóki nie wróciłam do domu, a Lily była w szpitalu. Próbowałem dowiedzieć się, kiedy sprawy w Raleigh potoczą się naprawdę źle, i po prostu oglądałem wiadomości, co jest teraz najgorszą rzeczą, jaką można zrobić dla zdrowia psychicznego kogokolwiek. Czułem jednak, że znalazła się w najbezpieczniejszym możliwym miejscu.
Przynoszenie dziecka do domu: „To gówno na wyższym poziomie”.
Teraz, gdy jest w domu, nadal przystosowuję się do wersji koronawirusowej rodzenia wcześniaka. Po pierwsze, nie ma gościa. Nikt nie przyjdzie, żadna rodzina. Nie ma jeszcze prawdziwej uroczystości. Mimo to wylew miłości, który otrzymaliśmy od rodziny, przyjaciół i sąsiadów, był naprawdę niesamowity. A Lily radzi sobie świetnie. Uwielbia jeść i wspaniale jest patrzeć, jak rośnie.
Nadal jest zmartwienie. Jeśli ktoś w domu kicha lub kaszle, jestem w stanie podwyższonej czujności. Będąc nową mamą, martwisz się o te rzeczy, ale to jest gówno na wyższym poziomie. Druga różnica polega na tym, że nikt nie idzie do sklepu. Jeśli czegoś potrzebujemy, potrzeba dużo więcej planowania; musimy zamówić dostawę lub odbiór z krawężnika. Dziwne są czasy przynoszenia nowego dziecka do domu. Jedną z niesamowitych rzeczy w byciu mamą jest to, że dziecko naprawdę potrzebuje Cię na wiele sposobów. Kiedy przyprowadziłem ją do domu, pomyślałem OK, możemy to zrobić. Nie jesteśmy już osobno. To nie jest takie straszne, odkąd mamy siebie.
WIDEO: Jak COVID-19 wpłynął na ciążę i poród w Ameryce
Zmiana perspektywy.
Coś, co mi pomogło i jest pomocne w każdym aspekcie życia, to próba znalezienia jednej rzeczy, za którą możesz być wdzięczny w tej sytuacji. Na przykład, mimo że Lily musiała być w szpitalu, była daleko od pacjentów z koronawirusem i również w hermetycznym małym domu (jej inkubatorze), zachowując bezpieczeństwo, a pracownicy OIOM-u byli niesamowici, jak anioły. Na początku wydawało mi się to tak przytłaczające i trudne do znalezienia jakiejkolwiek perspektywy, ale w miarę upływu dni zdałem sobie sprawę, że z każdym dniem będzie lepiej. I zawsze mogło być gorzej. Poza tym żaden plan porodu nigdy tak naprawdę nie działa tak, jak myślisz, że będzie, ale kobiety mają wrodzoną zdolność do adaptacji.
Patrząc w przyszłość, ma tak niesamowitą historię narodzin, że na pewno będziemy się z niej śmiać. Mam nadzieję, że w przyszłym roku, kiedy będziemy obchodzić urodziny obojga naszych dzieci 1 kwietnia, będziemy mogli powiedzieć: „Pamiętaj, jak to było popieprzone?”. Pod pewnymi względami wydaje się, że to doświadczenie było tak dawno temu, ale było to tylko kilka tygodni. To niesamowite, z czym ludzie mogą sobie poradzić.
Sam wirus wciąż jest naprawdę przerażający i nikt nigdy nie pomyślał, zachodząc w ciążę, że przyniosą swoje dziecko na świat podczas globalnej pandemii. Na przykład nikt tego nie wyobrażał. Ale żaden plan porodu nie jest zgodny z oczekiwaniami. Zawsze mogą być Prima Aprilis — razy dwa.
W tym tygodniu badamy, w jaki sposób koronawirus pandemia wpłynęło ciąża oraz poród. Wracaj każdego dnia po historię z perspektywy pierwszej osoby od matek i pracownic porodowych, które żyją w tej rzeczywistości obok ciebie. Obiecujemy, że to nie wszystkie złe wieści.