Jestem chirurgiem urazowym i nie trenuję od około pięciu lat. Na początku mojego pierwszego roku szkolenia chirurgicznego po studiach medycznych, przyjechali całą naszą klasę rezydencyjną, zwiedzili szpital i zobaczyli, gdzie będziemy robić rotacje. Podczas zwiedzania spotkałem tego uczestnika. Wydawało się, że prawie grawituje w moim kierunku.
Tak się złożyło, że moja pierwsza zmiana w szkoleniu chirurgicznym była z nim. Ale w grupie było 30 mieszkańców i znowu wydawał się bardziej skupiać na mnie. Postrzegałem to jako chęć pomocy w mojej karierze. Mówił takie rzeczy jak: „Och, jeśli chcesz uczestniczyć w tej społeczności, powinieneś odbyć to szkolenie”. Albo mówił mi, na jakim materiale mam się skupić na egzaminie. To było naprawdę profesjonalne. To było tak, jakby po prostu uczył mnie bardziej niż ktokolwiek inny w grupie i doceniam tę pomoc.
POWIĄZANE: Czas upłynie na nadużycia seksualne i dyskryminację w opiece zdrowotnej
Po około dwóch tygodniach rotacji poprosił mnie, żebym spotkała się z nim przy obiedzie i porozmawiała o moich celach akademickich. Ponieważ brzmiało to jak normalna rzecz, którą miła osoba może powiedzieć, poznając kolegę, zgodziłam się. Powiedziałem nawet przyjaciołom, że idziemy na kolację i nie ukrywałem tego przed żadnym z naszych kolegów czy współmieszkańców. Znowu w mojej głowie wszystko było po prostu profesjonalne.
Myśląc teraz o tym, oczywiście widzę, że byłam naiwna wobec jego drapieżników.
Kiedy nadeszła kolacja "randka", odebrał mnie swoim samochodem. Wydawał się dziwny; był zdystansowany, jadąc cicho prawie 40 minut od miejsca, w którym mieszkaliśmy. Po drodze wskazał mieszkania, które posiadał, co wydawało się, że próbował pochwalić się swoim bogactwem i stażem.
Kiedy w końcu dotarliśmy do restauracji, wszystko, co przegapiłem we wcześniejszych sygnałach, stało się jasne. Rozmowa pominęła to, o czym myślałem, że przyszliśmy porozmawiać (akademicy, moja kariera), do niego mówiąc coś w stylu: „Więc wiesz, o co w tym wszystkim chodziło, prawda?”
Powiedziałem nie, nie powiedziałem. Odpowiedział: „Jestem tobą bardzo zainteresowany. Gdybyś była moją dziewczyną… To może być dobry moment, by wspomnieć, że był żonaty, więc… mówiąc „dziewczyna” i mając na myśli „kochanka”. Ale tak czy inaczej: „Jeśli byłabyś moją dziewczyną, mogę ci pomóc na zewnątrz też. Mogę zapłacić za twoje pożyczki – powiedział.
Mimo że szkoła medyczna kosztowała całkiem nieźle i prawdopodobnie będę ją spłacać przez większość mojego życia, brzmiało to szaleńczo. Zwłaszcza, gdy próbował to usprawiedliwić, mówiąc mi, że mogę po prostu powiedzieć rodzicom, że wygrałam na loterii, gdyby zastanawiali się, dlaczego moje rachunki nagle zniknęły. Nie mogłem pojąć, że był naprawdę poważny — próbował wynegocjować umowę: znaczną sumę pieniędzy za to, czego, jestem pewien, oczekiwał w związku seksualnym.
POWIĄZANE: Nauczyłem się kupować moje peelingi mniejsze, więc lekarze nie mogli patrzeć w dół mojego topu
Poczułem, że kurczę się w sobie i zacząłem się zastanawiać, jak wyjść z tej sytuacji. Nie dość, że byliśmy 40 minut drogi od domu, mając tylko jego samochód, to jeszcze musiałem z nim pracować. Mógłby też mieć pewien wpływ na moje przyszłe perspektywy pracy.
Odpowiedziałem: „Och, nie o tym myślałem”. Nie dowierzał: „Nie wiedziałeś, że jestem zainteresowany?”
Powiedziałem nie. Ja nie. Nie sądziłem, że tak to wygląda. Jednocześnie zastanawiałam się nad mową ciała z nim i zastanawiałam się, czy moja towarzyska i przyjazna osobowość mogła zostać odebrana jako flirt. Kazał się nad tym zastanowić.
Reszta kolacji była niezręczna i po prostu próbowałem przez to przejść bez mówienia. W jego samochodzie w drodze do domu usiadłam na skraju siedzenia, jak najbliżej drzwi.
Następnego ranka, jakby nic się nie stało, wróciliśmy razem do pracy przez kolejne sześć tygodni. W pracy pozostał normalnym i profesjonalnym sobą, ale w nocy dzwonił do mnie na mój telefon. Zostawił wiadomości mówiące: „Nie podoba mi się, że mnie ignorujesz”. Lub „Myślałem, że coś mamy”. Czy ci się to podoba, czy nie, nadal go ignorowałam, aż w końcu dostał wiadomość. Udało nam się poradzić sobie w pracy bez nawet małej rozmowy.
Później usłyszałem od pielęgniarek, że robił to już wcześniej. A według plotek co najmniej jedna osoba wzięła go na pieniądze. To mnie nie zaskoczyło. To, co się stało, stało się bardziej wewnętrznym żartem w szpitalu, a nie traktowaniem go jak rzeczywisty problem. Pielęgniarki i inni pracownicy śmialiby się i mówili: „Myślę, że on cię lubi, zawsze kogoś wybiera”, zamiast ostrzegać mnie, żebym trzymał się z daleka.
POWIĄZANE: W mojej specjalności medycznej musisz być „jednym z facetów”, aby iść naprzód
Może dlatego, że wszyscy też go lubili. Był tak bardzo szanowany i ważny dla programu, że czułem, że gdybym komukolwiek powiedział, co się stało, znaleźliby sposób, żebym się mylił. Powiedziałem tylko dwóm współrezydentom płci męskiej, którzy nalegali, abym nic nie mówił, ponieważ uważali go za najlepszego nauczyciela w programie i nie chcieli, żeby wpadał w kłopoty.
Patrząc teraz wstecz, żałuję, że nie powiedziałem komuś starszemu. Ale widziałem, jak system pozwolił mu uciec przed nadużyciami w pracy. Nie widziałem żadnych dowodów sugerujących, że istniały procesy, które mogłyby go powstrzymać lub chronić kobiety, które „lubił”.
Ten esej jest częścią naszego ekskluzywnego reportażu Time's Up Healthcare, który wystartuje 1 marca. Czytaj więcej, tutaj.